- Przejedźmy się na drugą stronę granicy - powiedział. Jego

przemytników i handlarzy dziećmi. Pozwoli pani, że wymienię kilka nazwisk: Arturo Pavon. Milla intensywnie wpatrywała się w twarz Ellin, ale ta zdawała się zupełnie nic nie kojarzyć. - Susanna Kosper. Wciąż nic. - True Gallagher. On był szefem. Oho, coś jakby nerwowe mrugnięcie. - Ellin Daugette. - Niech to szlag! - urzędniczka walnęła ręką w biurko. - Myślałam, że już po wszystkim! Myślałam, że to już dawno się skończyło! - I myślałaś, że ujdzie ci to na sucho. - Tyle czasu minęło... No tak, no tak... - wyglądało na to, że zrozumiała wreszcie swoją sytuację. - Jesteście z policji? - Nie. I żadnych gliniarzy za sobą nie ciągniemy Nie mogę ci obiecać, że kiedyś tu nie zawitają, ale ja na pewno nie dam im cynku, w zamian za informację. - Szukasz swojego dziecka, tak? - Tak. I to jest dla mnie najważniejsze. an43 http://www.abc-budowadomu.com.pl jest na końcu. Najczęściej nie ma nic, ale wiedza negatywna jest prawie tyle samo warta, co pozytywna. - To znaczy: wiesz, gdzie nie szukać. - Przy okazji można dowiedzieć się czegoś o człowieku, który włożył ci tę nić do ręki. - Zatem może masz jednak to nazwisko pilota? - Usłyszałem o facecie, który nazywa się Gilliland. Woził różne rzeczy do Meksyku i z Meksyku. Rozbił się i zginął siedem czy osiem lat temu. Ludzie wiedzieli o nim tylko tyle, że miał brata, Normana Gillilanda, mieszkającego w Sawtooth Wilderness, blisko Lowman. Milla spojrzała na niego; po chwili wiedziała już, co tu nie pasuje. - Zatem nikt nic nie wiedział o pilocie, aż tu ni z tego, ni z

- Może jest jakiś inny Diaz? - chwyciła się desperacko kolejnej myśli. Wiedziała, że to głupie. Ale co jej pozostało? - Och, jest ich wielu. Zbyt wielu - westchnął ciężko True. - Kilku znam osobiście i są to rzeczywiście zbiry najgorszego sortu. Ale wyeliminowałem możliwość ich udziału, bo w interesującym nas okresie znajdowali się w zupełnie innym, bezpiecznym miejscu. Sprawdź Tylko raz, szeptało jej libido. Już samo to świadczyło o tym, jak bardzo kusiła ją ta perspektywa. Dotychczas w ogóle nie myślała o własnych uczuciach czy emocjach, jeżeli kolidowały one z poszukiwaniami dziecka. Tymczasem Diaz dawał jej szansę na poznanie losów Justina. Ich wzajemne stosunki były wciąż niejasne, nie ryzykowałaby zachwiania niepewnego status quo. Teraz, gdy uświadomiła już sobie naturę emocji, które wywoływał w niej Diaz, stała się jeszcze bardziej nerwowa. Wiedziała, że mężczyzna w końcu się pojawi, niespodziewanie, w ten charakterystyczny dla siebie, denerwujący sposób. Czekanie sprawiało, że denerwowała się jeszcze bardziej. Jakaś pierwotna kobieca część jej mózgu tęskniła za dotykiem silnego mężczyzny, chciała się przekonać, czy to tajemne pożądanie nie jest jedynie ułudą