jest przekonany, ¿e ona jest Marla, nie ma sposobu, by mogła

przed główna brama, na szczescie pózniej ich uwage odciagneły inne, bardziej interesujace wydarzenia. -Wzniosła oczy do nieba. - Nie sadziłam, ¿e do¿yje dnia, w którym bede sie cieszyła z politycznego skandalu w biurze gubernatora. - Cena sławy. - Tak, có¿... - Chrzakneła, bawiac sie sznurem pereł okalajacym jej szyje. 50 W holu rozległy sie szybkie kroki i po chwili zza rogu wyszła szczupła kobieta o lsniacych czarnych włosach i migdałowych oczach. Miała na sobie swie¿o wykrochmalona, biała bluzke i waska, czarna spódnice. Usmiechajac sie przyjaznie do Nicka, podała jego matce słuchawke telefonu bezprzewodowego. - To pan Cahill, ze szpitala. - Dobrze. - Eugenia wzieła słuchawke i skineła dłonia w strone Nicka. - Carmen, to mój drugi syn, Nicholas. - Spojrzała na niego znad okularów. - Carmen własciwie zarzadza domem. Nie wiem, jak bym sobie dała rade bez niej w obecnej sytuacji. - To moja praca - usmiechneła sie Carmen, energicznie http://www.annakmita.pl przera¿enie w jej oczach. Puscił ja, jakby nagle zdał sobie sprawe z tego, co robi. - Do diabła, Marla, mogłabys, choc raz nie stawac okoniem? - spytał i przeczesał włosy dr¿acymi palcami. Ogien trzaskał na kominku, a z ukrytych głosników popłyneła nagle cicha, spokojna muzyka, kontrastujaca z pełna napiecia atmosfera panujaca w salonie. Deszcz nieprzerwanie uderzał w okno. Alex siegnał do kieszeni i wyciagnał paczke Marlboro. Wytrzasnał z niej jednego papierosa. - Pozwól mi sie toba zaopiekowac. Marla opadła na krzesło i ukryła twarz w dłoniach. - Pamietam... pamietam... jak sie kłócilismy - powiedziała. Usłyszała pstrykniecie zapalniczki i podniosła

policzkach. - Och, prosze... 411 Jednym szybkim ruchem Nick zdjał jej nogi ze swoich ramion. Wyprostował sie i wział Marle na rece. - Och, Nick, ja... Sprawdź 178 to zrobi. Kłamał. Oboje o tym wiedzieli. Nie lubił Mary Beth, i to z wzajemnością. Trzymali się razem wyłącznie dlatego, że w dzieciństwie mieli tylko siebie. Połączyła ich praca na roli u dziadka, który zasypywał ich cytatami z Biblii równie często jak uderzeniami paska. Wtedy ze strachu przytulali się do siebie. Aż pewnego dnia Ross zauważył, że Mary Beth rosną piersi. Pocałował ją i wsadził rękę do jej majtek, kiedy miała dwanaście lat. Mary Beth krzyczała jak opętana. Dziadek omal nie zatłukł go na śmierć, a potem zabrał malca do rowu irygacyjnego, gdzie omal nie utopił Rossa na oczach ich psa. Wpychał głowę Rossa pod wodę, aż piekły go płuca; gdy udawało mu się zaczerpnąć powietrza, dziadek znowu przytrzymywał go pod wodą. - Wynijdź, szatanie! - wrzeszczał. - Odstąp od mojego wnuka! - Przełykając ciepłą, zatęchłą wodę, Ross wyciągnięty na powierzchnię, kaszlał i spluwał. Dziadek dawał mu spojrzeć na niebo na parę sekund, a potem znów pakował mu głowę do rowu. Trwało to chyba w nieskończoność, aż Ross stracił przytomność i obudził się na