10 mm. Odbezpieczyła go. Miała okropnie spocone dłonie. Wykonywała

się jak skończony idiota, będę to robił! Radzę sobie, Rainie, a nikt nigdy nie twierdził, że należy to robić ładnie. A teraz wybacz. Muszę znów spróbować dodzwonić się do Bethie. Odwrócił się i ruszył w stronę samochodu. Rainie wiedziała, że powinna coś powiedzieć, ale to, co wydukała, było zupełnie bez sensu. - Fakt, że przetrwasz, wcale nie znaczy, że potem będziesz żył długo i szczęśliwie - krzyknęła w jego stronę. - Fakt, że sobie radzisz, nie znaczy, że wygrasz. Złe rzeczy nadal mogą się wydarzyć. Wiesz, że na świecie są szakale. I... I... że szakale są wszędzie. - Dobranoc, Rainie. Nie miał zamiaru się zatrzymać. Teraz nadeszła jej kolej, to ona powinna się wysilić, żeby było sprawiedliwie. Zabawne, nigdy wcześniej o tym nie myślała, ale w jej rodzinie nikt nigdy nikogo nie próbował zatrzymać. - Starego psa trudno jest nauczyć nowych sztuczek - wymamrotała we własnej obronie. Ale Quincy już odszedł. Robiło się późno, zapadał zmrok. Quincy próbował z samochodu dodzwonić się do byłej żony. Ale znów odezwała się automatyczna sekretarka. Rainie weszła do restauracji i skorzystała z automatu zawieszonego w korytarzu. - Hej, Duży Facecie - powiedziała. - Pozwól postawić sobie drinka. 101 http://www.aranzacja-wnetrz.edu.pl 14 Czwartek, 17 maja, 1.08 Na werandzie Rainie zastała Shepa. Sądząc z liczby pustych butelek po piwie walających się u jego stóp, siedział tam już od dłuższego czasu, a czekanie nie wpłynęło korzystnie na jego nastrój. – Gdzie ty się, do diabła, podziewasz? – warknął, gdy otwierała rozsuwane szklane drzwi. Rainie przyglądała mu się przez moment. Było późno, dobrze po północy, a ona nie miała ochoty na tę rozmowę. Z drugiej strony powinna była przewidzieć, że do niej dojdzie. Rozpięła mankiety znoszonej flanelowej koszuli. – Wracaj do domu, Shep. – Nie masz sekcji zwłok jutro z samego rana? Jezu, Rainie, to jest śledztwo w sprawie morderstwa. A ty włóczysz się gdzieś do Bóg wie której. Co ty wyprawiasz? – Zdaje się, że to ja prowadzę tę sprawę. A teraz zmiataj stąd.

nie odzywał ani nie zbliżał, żeby inne słonie go nie poturbowały. Trzy godziny później słońce zniżyło się nad horyzont, a stado znalazło niewielką kałużę. Słonie kolejno wchodziły do wody. Komentator twierdził, że słoniątko czeka, aż najpierw one się wykąpią. Rainie odetchnęła z ulgą. Sytuacja musiała się wyjaśnić. Zwierzęta znalazły wodę, nie czuły się już zagrożone, więc mogły pomóc sierocie. Mały Sprawdź - Próbujemy ustalić alibi... - Chce pan powiedzieć, że agent FBI jest podejrzany? - Rainie obdarowała władczym spojrzeniem mniejszego i mniej groźnego faceta. - On jest byłym mężem. Rainie zwróciła się do Quincy'ego: - Od jak dawna jest pan rozwiedziony? - Od ośmiu lat. - Czy przeciwko pana byłej żonie toczy się jakieś postępowanie? - Nie. - Czy jej śmierć przyniosłaby panu jakieś korzyści materialne? - Nie. Rainie odwróciła się do detektywów. - Czy mi się wydaje, czy w tym wszystkim nie widać żadnego motywu?