potem jak zwykle uparła się oddać słuchawkę psiakowi.

O’GRADY: Pan Watson. CONNER: To dobry nauczyciel? Lubisz go? O’GRADY: Jest w porządku. CONNER: Jakie mieliście dzisiaj lekcje? O’GRADY: Najpierw angielski, potem matmę. Po południu miała być gra na geografii. Zabawa z mapą, stolice... CONNER: Ale dziś po południu nie było gry, prawda, Danny? Cisza. CONNER: Nosisz do szkoły plecak? O’GRADY: Tak, plecak. CONNER: Co w nim dziś miałeś? Cisza. CONNER: Danny, czy dzisiaj miałeś w plecaku broń? Przyniosłeś do szkoły broń? Chwila przerwy. O’GRADY: Chyba tak. CONNER: Skąd ją wziąłeś? Jest twoja? O’GRADY: Nie. (przerwa) Ojca. CONNER: Zabrałeś ją z szuflady? O’GRADY: Z sejfu. CONNER: Z sejfu? Nie był zamknięty? http://www.autko-zastepcze.com.pl/media/ myśli, z irytacją wgryzając się w mięso, które rozpływa mu się w ustach, pozostawiając tylko ostry smak chrzanu. Jedno morder- 61/86 stwo, dźgnięta nożem prostytutka w hotelu Eden. Historia, jakich dziesiątki, pół szpalty w „Gazette des Tribunaux”, nic więcej. Czy znajdzie mordercę, czy nie, nie ma wielkiego znaczenia. Ani kompromitacji, ani awansu z tego nie będzie. Lang odkłada na chwilę sztućce, ociera dłonie o kant biurka. Znów go korci, żeby nasycić oczy widokiem skręconych w agonii

włamałby się do szkolnej bazy danych i zrobił bałagan w ocenach. Albo dostałby się do sieci wydziału komunikacji i odebrał prawo jazdy Vander Zandenowi. Coś pomysłowego. Po prostu... po prostu nie mogę sobie wyobrazić, żeby posunął się do morderstwa. – Danny od najmłodszych lat miał do czynienia z bronią – powiedziała Rainie. – Zna się na niej nie gorzej niż na komputerach. – Domyślam się. – Ale Mann nie wyglądał na przekonanego. – A co z panem Avalonem? Sprawdź zadane, żeby za zielarza być i braci leczyć, tych, co za grzech mają do świeckiego lekarza chodzić. A u nas, zielarzy klasztornych, tak już jest, że każdą trawkę trzeba koniecznie w dzień szczególnego orędownika zbierać. Mierzeja Postna, ta, co naprzeciwko pustelni się ciągnie, to najbardziej zielne miejsce na całym Kanaanie. I kirjak tam porasta, na przepicie dobry, za wstawiennictwem wielkiego męczennika Bonifacego, i trawa ochołon od grzesznych namiętności, której czcigodna Fomaida patronuje, i liadunica, od złego uroku strzegąca za przyczynieniem się wielkiego męczennika Cypriana, i moc innych leczniczych ziół. Ja już i tak przez ten zakaz ani rdestu ostrogorzkiego, ani dragomory, które o nocnej rosie rwać trzeba, nie zebrałem. A na wielką męczennicę Eufemię, co od gorączki chroni, szusza późna rozkwita, a ją, tę szuszę niby, w jedną tylko noc za cały rok zbierać można. To jak mogłem przepuścić? No to i nie posłuchałem. Jak tylko wszystkich braci sen zmorzył, ja po cichutku na dwór, potem za ogrodzenie i polem do kaplicy Pożegnalnej, gdzie pokutników przed umieszczeniem w pustelni zamykają, a tam już Mierzeja Postna tuż-tuż. Z początku