– Wychowałem się tutaj, a poza tym w pracy narobiłem sobie

– Zdaje się, że mój były kolega przebywa w tej okolicy. Darren Mowery. Zna go pani? A więc po to tu przyszedł. Wcale nie chodziło o Madison. – Słyszałam o nim – powiedziała bez zainteresowania. – Rok temu zboczył z właściwej drogi. To długa historia. Mam nadzieję, że się mylę i że nie ma go w pobliżu. Gdyby próbował się z panią skontaktować, proszą zawiadomić mnie albo policję. – Sebastian wpatrywał się w nią nieruchomym, przeszywającym na wskroś wzrokiem. – Jest bardzo niebezpieczny i bezwzględny. Ostrzegam panią przed nim. – Rozumiem i dziękuję za ostrzeżenie. Lucy, Madison i J.T. posortowali kawałki tkanin według kolorów i teraz na stole w jadalni piętrzyło się trzysta małych sześciokątów, poskładanych na kupki. Kolory były wyblakłe, a tkaniny przetarte. – Gdy skończymy, ten patchwork będzie wyglądał jak stary – rzekła Madison z zadowoleniem w głosie. – Taki wzór nazywa się ,,ogródek babci’’. Będzie bardzo ładny. http://www.badaniamediow.pl/media/ Pia, choć jeszcze się nie odwróciła, wiedziała już, do kogo należy ten wyjątkowy głos. Wprawdzie spodziewała się, że przyjedzie po nią ktoś z pałacu, ale przez myśl jej nie przeszło, że z lotniska odbierze ją książę Federico Constantin diTalora, niedawno owdowiały, budzący ogromne emocje wśród kobiet niemal całego świata. Media i kolorowe pisma okrzyknęły go ideałem, księciem doskonałym. Śródziemnomorska uroda, nieskazitelna reputacja, bezgraniczne oddanie sprawom państwa - czegóż więcej trzeba, by stać się najlepszą partią? R S Jennifer ani słowem nie uprzedziła Pii, że to właśnie on przyjedzie na lotnisko.

i J.T. Gdy jesteśmy w Waszyngtonie, zachowuje się bardzo miło. Kupuje nam bilety, rezerwuje miejsca w restauracji i tak dalej. – Nie powinna prosić Madison o zachowanie tajemnicy. – Wiem – westchnęła Lucy, wyjmując dwa kubki z szafki. Ruchy miała ostre, nerwowe. Sprawdź na matkę. – Przepraszam cię, mamo. Naprawdę nie chciałam tego powiedzieć. Lucy zachowała spokój, choć słowa córki boleśnie ją ubodły. – Madison, ja mam własne życie. Mam pracę, ciebie, J.T., przyjaciół, zainteresowania. Jest mi tu dobrze. Ale moje życie to nie jest twoje zmartwienie. Sama jestem odpowiedzialna za własne szczęście, nie ty ani J.T. – Ja tylko... po prostu nie chcę, żebyś wszystko dla nas poświęcała. Nie chcę, żebyśmy ci stali na drodze... – W żaden sposób nie stoicie mi na drodze. Madison uniosła głowę wyżej. – W takim razie dlaczego nie mogę wyjechać na jeden semestr do Waszyngtonu?