O1ivia nie mogła przestać się o niego martwić, świadoma, że ćwiczenia mają zmniejszyć

Idealnie! Zakręcam kran, owijam się ręcznikiem i rozważam następny krok. Boże, cudownie byłoby przyspieszyć bieg wydarzeń. Ale zachowam cierpliwość, myślę, wycierając włosy bawełnianym ręcznikiem. Ciągle bez ubrania pochylam się i suszę włosy suszarką, której monotonny szum zagłusza muzykę wypełniającą pomieszczenie od wielu godzin. Mieszanka artystów z lat osiemdziesiątych – Journey, Bruce Springsteen, Bon Jovi, Pointer Sisters, Madonna, Michael Jackson – śpiewa i śpiewa, przez uchylone okno muzyka wylewa się na zewnątrz. Na pewno słyszą ją sąsiedzi i przechodnie. Wszyscy potwierdzą że to z mojego mieszkania – czyli mam alibi. Mój samochód, stojący na zewnątrz, utwierdzi ich w tym przekonaniu. Zostawienie go było mądrym posunięciem. Wystarczyło pójść na przystanek, złapać autobus, odjechać trochę dalej i stamtąd wsiąść w taksówkę do Santa Monica. I wrócić tak samo. Mój plan czekał, póki Bentz nie zdecydował tam wrócić, zgodnie z moimi przypuszczeniami. Wystarczyło poczekać na odpowiedni moment, który nastąpił dzisiaj w nocy. Uśmiecham się na myśl, jak gładko wszystko poszło. Wystarczyło poczekać – i w końcu zjawił się na molo. Uprzednia kontrola upewniła mnie, że wszystko jest na swoim miejscu. Na moich oczach wszedł do restauracji, co dało mi dość czasu, by wprowadzić plan w życie. I rzeczywiście, po posiłku ruszył na molo. Szedł o lasce i zapewne wspominał Jennifer. Zaczynam – wystarczy pokazać mu przynętę, a zaraz się na nią rzuca. Pognał za Jennifer http://www.beton-dekoracyjny.org.pl Ogarniała ją ciemność. I w tej jednej straszliwej chwili Laney zrozumiała. Wiedziała, że nie dożyje dwudziestych pierwszych urodzin. Rozdział 10 Hayes miał rację. Roy’s zdecydowanie podupadł, jak stwierdził Bentz, przejeżdżając koło tego lokalu. Nadal poruszony wizją Jennifer, znalazł niewielki parking kilka przecznic od restauracji. Wcisnął forda escape w wolne miejsce, wrzucił monety do parkomatu i nie zwracając uwagi na ból w nodze, pomaszerował w stronę lokalu, wyminął kilku chłopaków na deskorolkach. Knajpa nosiła imię nie Roya Rogersa, jak wielu sądziło, lecz pierwszego właściciela. Jednak zachowała styl dzikiego Zachodu – łącznie z obrotowymi drzwiami, które wyglądały jak wyniesione ze starej stodoły. Kiedyś nad drzwiami wznosił się dumnie plastikowy biały ogier, póki jakiś dowcipniś nie wdrapał się pod osłoną nocy na markizę i nie pomalował mu

szkocką i zaatakował wystygły kotlet wieprzowy. Trzask! Lucy Springer odwróciła się, spojrzała na skraj parku i przyspieszyła kroku. W mroku nie kryło się nic niebezpiecznego, nieco dalej starszy facet wyprowadzał psa na spacer. Psisko, siwy chart, obsikiwało drzewo. Ale noc była ciemna, nadciągała gęsta mgła, sprawiając, że w błękitnawym świetle latarni wszystko wydawało się nieostre, niewyraźne. Sprawdź Gdzie poszła, do cholery? Wpatrywał się w palaczy i znużonych podróżnych na ławkach, na turystów z komórkami przy uchu. Pracownicy lotniska machali rekami na nadjeżdżające samochody, pilnowali ruchu, kierowali nim. I wtedy ją zobaczył, szła przez parking. Wyszła z cienia, znalazła się w pełnym słońcu. Bentz biegł za nią. Mało brakowało, a na krawężniku przewróciłaby się jego torba. – Hej! – zawołał. Ale szła dalej, przemierzała parking w palącym słońcu. Nawet się nie obejrzała. – Ej! Jennifer! Przyspieszyła kroku, nerwowo szukała czegoś w torebce. Po chwili w jej dłoni błysnęły kluczyki. Bentz rozejrzał się po parkingu i zobaczył samochód – srebrzysty chevrolet impala z wyblakłą naklejką. Nie zważając na ból w nodze, biegł, ciągnąc za sobą bagaż. – Stój!