zawołała z podnieceniem. – Moja koleżanka, Cindy, mówiła, że

Barbarę gestem. – Tędy. Już prawie jesteśmy na miejscu. Tak, pomyślała Barbara. Ryzyko było konieczne. Dzieci Colina i wnuki Jacka zasługiwały na lepsze życie. Jack Swift usiadł w spokojnym zakamarku swej ulubionej restauracji. Ostatnie dni były bardzo wyczerpujące. Nie zaprosił Sidney na lunch. Pokłócili się poprzedniego wieczoru. Sidney zauważyła, że coś jest z nim nie w porządku, a on upierał się, że tylko jej się wydaje. Teraz miał ochotę na martini, talerz ciastek z jabłkami, dobrą sałatkę i spokój staroświeckiej restauracji. Czuł się jak człowiek, który zawisł nad przepaścią, trzymając się skały tylko czubkami palców. Szantaż. Dobry Boże... Colin. Jego jedyny syn, jedyne dziecko. Czy naprawdę oszukiwał swoją żonę? Jackowi nigdy by to nie przyszło do głowy, ale kto wie? I w gruncie rzeczy nie miało to większego znaczenia. Nie zamierzał oglądać żadnych dowodów. Chciał tylko, by ta sprawa znikła z jego życia. http://www.blacha-trapezowa.info.pl poinformował wujka Benjamin. - Zapakujemy je z rysunkami i wyślemy do mamy i taty - dodał Jeremiah. - Mam nadzieję, że zostawiliście trochę dla mnie. Przynajmniej jedno na spróbowanie. - Pierce położył rękę na stole i podniósł się. Popatrzyła na jego szczupłe palce i przypomniała sobie, jak podziałał na nią ich dotyk. Opuściła powieki i znów głęboko zaczerpnęła powietrza. Otworzyła oczy, zmuszając się do myślenia tylko o prowadzonej rozmowie. - Nie martw się, wujku! - Jeremiah

Nareszcie odrobina złośliwości. Od razu poczuł się spokojniejszy. Z taką Vixen umiał sobie radzić. - No, dobrze, co tym razem przeskrobałem? - Nic. Przyjmiemy zaproszenie? - Nie, jeśli nie chcesz. - W takim razie znajdę jakąś wymówkę. Tylko Sprawdź Barbara drżała z lęku i obrzydzenia. Sebastian Redwing jej nie zauważył, tego była pewna, ale gdyby nie stracił równowagi i nie wpadł do wodospadu, na pewno by ją wyśledził. Ta zabawa stawała się zbyt niebezpieczna. Bogu dzięki, instynkt ostrzegł ją, że ktoś się zbliża, dlatego zeszła ze ścieżki i ukryła się w zaroślach. Gdyby nie to, Sebastian wpadłby na nią i musiałaby się nieźle nabiedzić, żeby wyjaśnić swoją obecność w tym miejscu. Teraz, przechadzając się po werandzie domu wynajętego na nazwisko senatora Swifta, nie mogła się nadziwić, że podjęła takie ryzyko. Zazwyczaj kalkulowała wszystko chłodnym umysłem i nie działała pod wpływem impulsu.