Przedtem, idąc z doktorem do domu zwariowanego malarza, widziała z prawej strony nad

błędu co do zamiarów rzekomej pątniczki (bo przecież araraccy mężczyźni i w ogóle mężczyźni pani Polinie do niczego nie byli potrzebni), inaczej Lidia Jewgieniewna w złości dopuści się jeszcze jednego przestępstwa. Bo jaką różnicę zrobi jej to teraz, po wszystkich poprzednich! Związane w nadgarstkach ręce spróbowały dostać knebla, ale gdzie tam: zręczny marynarz połączył ze sobą pęta na rękach i nogach tak, że dosięgnąć mocno zaciągniętego węzła w tyle głowy nie było można. Niewolnica zamyczała, dając do zrozumienia, że chce się wypowiedzieć. Wyszło to żałośnie, ale caryca Kanaanu nie okazała zmiłowania. – Na litość chcesz mnie wziąć? Za późno! Innych jeszcze bym ci wybaczyła, ale jego... nigdy! – Oczy pani Borejko błysnęły taką nienawiścią, że Polina Andriejewna zrozumiała: ona i tak nie chciałaby jej słuchać, dla niej wszystko jest już rozstrzygnięte. Kogo zaś nie mogła jej wybaczyć, pani Polina w końcu się nie dowiedziała, bo oskarżycielka wzięła się dumnie pod boki, opuściła rękę gestem rzymskiej cesarzowej, skazującej gladiatora na śmierć, i oznajmiła: – Wyrok na ciebie jest już wydany i będzie wykonany natychmiast. Jonaszu, dotrzymasz przysięgi? – Tak, caryco – ochryple odpowiedział kapitan. – Dla ciebie wszystko, czego tylko zażądasz! – No to czyń swoją powinność. http://www.cel-szczecin.pl/media/ Mann pochylił się, zamierzył, żeby kopnąć Rainie w twarz i... – Stać! Policja! Nagle całą okolicę zalały światła. Rainie starała się coś dojrzeć zapiaszczonymi oczami. Światła były zbyt jasne, głosy za daleko. Jej palce znowu trafiły na broń. Odwróciła głowę i zobaczyła, że Richard Mann rozgląda się jak zwierzę złapane w potrzask. Oddychał ciężko. Ona też. Jego twarz była brzydka, wykrzywiona wściekłością. A jej? – Pieprzyć ich – warknął nagle. Zamierzył się, żeby zdzielić ją w głowę... I wtedy Rainie pociągnęła za spust. Richard Mann padł na ziemię w chwili, gdy trzej inni policjanci otworzyli ogień. Rainie odtoczyła się na bok. Leżała metr od ciała swego oprawcy i patrzyła, jak nienawiść powoli zamiera w jego oczach. Chwilę potem nadbiegł Quincy. Poznała go po zapachu. Pochylił się i przytulił ją do siebie.

ale teraz nie mogła się nimi zająć.) Po trzecie: zbadać miejsce przestępstwa. (Czyste korytarze i nietknięty sekretariat. A dalej? Uszkodzone szafki, łuski. Nie przeoczyć tego, co wydaje się oczywiste, powtarzali im podczas kursu. Co było oczywiste po szkolnej strzelaninie? Trupy na podłodze?) Po czwarte: zabezpieczyć miejsce przestępstwa. Sprawdź – Feliks Stanisławowicz chodzi nawet do mnie do spowiedzi, ale robi to tak, jakby stawał na warcie albo straż rozprowadzał, słowem – jakby się stosował do nakazów regulaminu. Raportuje mi ze wszystkimi szczegółami, ile razy klął najgorszymi słowy i u jakich dam lekkiego prowadzenia gościł, otrzymuje odpuszczenie grzechów, szczęka ostrogami i zaraz potem w tył zwrot i krokiem marsz. Należy on do tej rzadko spotykanej rasy ludzi, którym wiara zupełnie do niczego nie jest potrzebna. Zresztą – uśmiechnął się Mitrofaniusz – pułkownik zapewne bardzo by się obraził, gdyby ktoś nazwał go materialistą, chyba nawet w mordę by dał. Ale pracownikiem jest sprawnym, swoją policyjną robotę zna, a do tego śmiałek z niego, jakich mało. Jutro go wezwę, poproszę, żeby pojechał, a on nie odmówi. Tak właśnie postąpił władyka: wezwał, poinstruował, a policmajstrowi oczywiście nawet do głowy nie przyszło się wymawiać – przyjął życzenie przewielebnego bez żadnych zastrzeżeń, tak samo jak przyjąłby rozkaz gubernatora czy dyrektora departamentu policji. Obiecał przekazać sprawy swemu zastępcy i zaraz z rana wyruszyć w drogę.