z Vermontu – mruknęła Madison. Dojechali do grupy budynków z drewnianych bali, stojących na zboczu porośniętym łąką. Nie było tu żadnego szyldu, ale to właśnie była siedziba i baza szkoleniowa Redwing Associates, międzynarodowej firmy ochroniarsko-detektywistycznej, której klientami byli szefowie wielkich korporacji, członkowie rządu, gwiazdy rozrywki i sportu. Wielu z nich przybywało do Wyomingu, by się nauczyć, jak oceniać niebezpieczeństwo, jak mu zapobiegać i jak postępować w jego obliczu, gdy chodziło o porwanie, zamach, szpiegostwo w firmie, rozruchy wywołane przez zwolnionych pracowników lub ogarniętych obsesją fanów, czy też o oszustwa komputerowe. Środki bezpieczeństwa w bazie nie rzucały się w oczy, ale gdy Lucy dojechała do końca drogi, przed jej samochodem pojawił się swobodnie ubrany mężczyzna. – Pani Swift. Jestem Jim Charger. Zajmę się pani samochodem. Pan Rabedeneira oczekuje pani. Lucy uśmiechnęła się blado. – Plato Rabedeneira? – Tak, proszę pani – potwierdził Jim Charger bez uśmiechu. http://www.cm-uj.pl ale egoistyczny strach o siebie, o to, co Lucy mogła stracić. Ze sposobu, w jaki trzymała rewolwer, wyraźnie było widać, że nie potrafi się z nim obchodzić. Ostrożnie spojrzała w dół przez krawędź skały. – Mamo – zaszlochała Madison. – Och, mamo, Bogu dzięki, że jesteś! – Czy coś ci się stało?! – zawołała Lucy. – Możesz się czegoś przytrzymać? – Chyba mam złamaną rękę! Lucy przeniosła posępne spojrzenie na Barbarę. – Co się stało? Co ona ci zrobiła? – Nie ona, tylko ty! – prychnęła Barbara. – Jezu! – odezwał się jakiś męski głos. Barbara podniosła
w jego domu. - Nigdy by jej nie skrzywdził - zaprotestowała Lucy. - Może nie fizycznie, ale całe szczęście, że w zeszłym tygodniu byłem u White'a i uciszyłem go, nim zaszkodził jej reputacji. Panna Havers wytrzeszczyła oczy. Sprawdź za klamkę i sprawdzić, czy są zamknięte na klucz, ale stchórzyła. Nie czuła się gotowa do spotkania z mężem sam na sam. W jego obecności zbyt często traciła głowę. Z wahaniem popatrzyła na klucz, który dostała od Sinclaira, po czym włożyła go w zamek i przekręciła. Trzask nie sprawił jej oczekiwanej satysfakcji. - Niebieski muślin czy zielony jedwab, milady? Drgnęła. - Hm? Zielony jedwab. Nie wiem, jak należy się ubrać na pierwszą kolację z mężem, ale wolę być raczej przesadnie wystrojona niż rozebrana. Pokojówka zmierzyła ją wzrokiem.