siedzieli ludzie w malutkich ogródkach. Kilka par ubranych w ciuchy marki

wiem. – A co z uczniami? Wszyscy są na zewnątrz? – Zastosowaliśmy podstawową procedurę ewakuacyjną wyrecytował automatycznie Richard Mann. Po czym zniżył głos, żeby usłyszała go tylko Rainie: – Dwie nauczycielki mówiły, że ktoś leżał na korytarzu. Ale musiały zająć się swoimi klasami i nie mogły się zatrzymać... Poza tym bały się, że dzieci coś zauważą. Sam widziałem tutaj kilkoro rannych uczniów. Chciałem wezwać pogotowie, ale sanitariusze są już w budynku. – Przeszedł pan jakieś szkolenie medyczne? – Mam pojęcie o reanimacji, jeszcze z YMCA, – Dobrze. A teraz niech pan słucha: zorganizuje pan na boisku punkt pierwszej pomocy. Zbierze pan wszystkie ranne dzieci. Widziałam, jak jakiś chłopiec upadł na chodniku. Trzeba kogoś po niego posłać. Proszę popytać wśród rodziców. Niektórzy musieli kiedyś przejść jakieś przeszkolenie – reanimacja, podstawy weterynarii, pierwsza pomoc, wszystko jedno. Niech zajmą się dzieciakami. Walt ma pełne ręce roboty w szkole, a karetka z okręgu Cabot nie przyjedzie wcześniej, niż za jakieś dziesięć, piętnaście minut. – Postaram się. Tylko jak przekrzyczeć ten hałas? Rainie wskazała wóz patrolowy Shepa. – Na tylnym siedzeniu leży przenośny głośnik. Do roboty. Kiedy ruszy już punkt pierwszej pomocy, będę miała dla pana następne zadanie. Słucha mnie pan? Młody psycholog gorliwie pokiwał głową. Był blady, górna warga błyszczała mu od potu, http://www.codziennaapteka.pl/media/ małych dzieci. Od tamtej pory wszystko szło coraz gorzej. Zastanawiała się przez chwilę. Wreszcie wyjechała na krętą drogę. Ponieważ nie dorobiła się jeszcze telefonu komórkowego, pojechała na stację benzynową z automatem telefonicznym. Stamtąd zadzwoniła do Wirginii do swojego wspólnika w przestępstwie - prywatnego detektywa Phila de Beersa. Miała szczęście, że był w domu. Miała jeszcze większe szczęście, że akurat miał chwilę wytchnienia miedzy kolejnymi sprawami. De Beers powiedział, że chętnie podejmie się śledzenia Mary Olsen, jeśli Ra¬ inie zapłaci mu za to. W ten sposób sprawa Mary została na pewien czas załatwiona. Licząc na więcej szczęścia, Rainie zadzwoniła do szeryfa Amity'ego. Oficer dyżurny poinformował ją, że szef wyjechał na patrol. Rainie poprosiła o połączenie z centralą i miłymi słówkami wybłagała połączenie z wozem

u Marthy. Pozostałe listy okazały się reklamówkami. Rzucił pocztę na biurko Rainie. Mogła zająć się nią później. Skoro miał wolną chwilę, wyciągnął komórkę i zadzwonił do domu. Żona szlochała w słuchawkę. Szczeniak miał rano problemy z żołądkiem. Muszą zaraz jechać do weterynarza. – Na miłość boską, daj mu odrobinę otrębów i samo przejdzie. Trochę się uspokoiła, a Sprawdź - Myśli, że była głupia - dodał cicho Amity. - Myśli, że właściwie dostała to, na co zasłużyła. I nie zadaje więcej pytań. - Nikt nie sprawdza pasa - zgodziła się Rainie, ale zmarszczyła brwi i przygryzła dolną wargę. - Ale to i tak wydaje się ryzykowne. Gdybyś miał zamiar kogoś zabić i chciałbyś upozorować wypadek, to czy popsułbyś mechanizm pasa bezpieczeństwa i czy czekałbyś, aż wcześniej czy później dojdzie do wypadku? - Wcześniej ofiara nie raz prowadziła samochód po kieliszku. Tamten człowiek dostarczył alkohol, a potem posadził ją za kierownicą. - Ale przecież wielu ludzi jeździ po alkoholu i dociera do domu bez szwanku. Mandy też robiła to wiele razy. - Zastanów się. Nawet jeśli przyjmiemy taką wersję, w jaki sposób dowiedziesz, kto majstrował przy mechanizmie pasa na parę tygodni przed