Clemency opowiedziała jej o Ramsgate’ach.

Ludzie jednak wiedzieli, Ŝe nie tylko tym się zajmują. Byli tacy wśród członków tego klubu, którzy trwali tam ud kilku pokoleń. I od kilku pokoleń brali na siebie odpowiedzialność za porządek w mieście, co dawało mieszkańcom spokój i poczucie bezpieczeństwa. Ponadto zakładali fundacje, organizowali bale dobroczynne. Alison rozmawiała z Christine o takim właśnie balu, który odbył się przed czterema tygodniami. Wspomniała teŜ, Ŝe było bardzo przyjemnie, szczególnie wtedy, gdy na sali balowej pojawił się Mark. Przyznała, Ŝe ucieszyła się, podobnie jak wszystkie panny na wydaniu. Ale jak zwykle Mark nawet jej nie zauwaŜył. - No jak, Alli, namyśliłaś się? - zapytał Mark. Zawsze i wszędzie z tobą, pomyślała. Miała do siebie pretensje za takie myśli, lecz w odniesieniu do Marka i Hartmana nie mogła się jednak od nich uwolnić. Westchnęła głęboko i jak zwykle w podobnych wypadkach, gdy przydarzało jej się bujać w obłokach, nakazała sobie powrót do świata realnego. Mark nie wiedział o jej uczuciach, a ona wolała, Ŝeby tak pozostało. - Czekam, Alli. PomoŜesz mi? Napotkała jego wzrok i dostrzegła prośbę w jego oczach. Potrzebował jej pomocy, a przynajmniej sprawiał takie wraŜenie. I choć ona nie o takiej pomocy marzyła, zgodziła się: - Dobrze, Mark, zajmę się Eriką. Pół godziny później Mark zamknął drzwi po wyjściu Alli. Zadowolony, ale http://www.dentysta-krakow.info.pl/media/ Arabella rozglądała się dokoła szeroko otwartymi oczami. Kiedy przybyła tu w zeszłym roku, nie zauważyła niczego niepokojącego. Ale wtedy siedzieli z Joshem na kupie siana i trzymali się za ręce. Pamięta, że wróciła do domu przed jedenastą, więc może ominęły ją dalsze atrakcje. Chwyciła za rękę Marka. Chociaż wiedziała, że Lysander przyjedzie tu tak szybko, jak tylko zdoła, nie czuła się pewnie. - Proszę się nie martwić. - Towarzysz poklepał ją po dłoni. - Przy mnie nic pani nie grozi. Chodźmy popatrzeć na tańce, przyłączy się pani? Tańczących otaczał wianuszek starszych mieszkańców wioski, którzy śmiali się i rozmawiali z ożywieniem. Arabella rozpoznała kilka twarzy i nagle poczuła się bezpieczniej. - Tak, zatańczmy - odparła. - Więc chodźmy. - Mark pomógł jej zdjąć płaszcz i położył go na pniu drzewa, po czym wyciągnął do niej rękę. Kuchni w Candover Court nie modernizowano od czasu, kiedy powstała. Wiek temu ktoś dobudował tylko ruchomy ruszt w palenisku, ale wciąż wisiała nad nim stara metalowa konstrukcja do zawieszania kotłów i garnków, zaś rożen, i taca do zbierania tłuszczu nadal znajdowały się w tym samym miejscu co przed dwustu laty. Kiedy Clemency skradała się ze świeczką, osłaniając dłonią płomień, widziała przed sobą jedynie żarzące się węgle w palenisku. Nie dostrzegła stojącej obok, zastygłej w bezruchu ciemnej postaci. Podniosła świeczkę i przebiegła ręką po framudze w poszukiwaniu klucza. Dzięki Bogu! Włożyła po cichu klucz do zamka i miała go właśnie przekręcić, gdy ktoś chwycił ją za ramię. Clemency wydała okrzyk przerażenia, lecz natychmiast druga ręka mężczyzny zasłoniła jej usta. W panice upuściła świeczkę i pomieszczenie pogrążyło się w ciemnościach. - A dokąd to się pani wybiera? - Och, milordzie! - Clemency zdała sobie sprawę, że jej serce wali jak oszalałe. - No więc? - Lysander schylił się, puszczając Clemency, podniósł świecę i ponownie ją zapalił. Wyglądał wyjątkowo groźnie. Ciemne oczy patrzyły srogo, a zaciśnięte usta przypominały cienką kreskę. Chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie, przystawiając świeczkę do jej twarzy. - Czy przypadkiem nie na spotkanie z pewnym dżentelmenem? - Co... co ma pan na myśli? - Mnie pani nie oszuka. Panna Baverstock ostrzegła mnie, że ostrzy pani sobie zęby na jej brata. Mark, planując dziś rano wcześniejszy wyjazd z Candover Court, z pewnoś¬cią przekonał śliczną pannę Stoneham, że będzie jej lepiej pod jego opieką. Co takiego pani obiecał? Paryż? Lożę w operze? Clemency słuchała jego przemowy z niedowierzaniem, lecz nagle gniew wziął górę nad wszystkim.

Spojrzała na niego pytająco, nie wierząc w jego słowa. - Nic nie rozumiem. Dlaczego oświadczyłeś się Camryn, skoro... - Skoro jej nie kocham? - dokończył. - Na tym polegał mój genialny plan. Znam Camryn od dawna, jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, lubimy te same rzeczy. Ona uwielbia dzieci, Sprawdź Spojrzała w bok. - Chyba źle cię usłyszałam. Bo inny powód nie istnieje. Dobranoc. Nie dając mu szansy na jakiekolwiek słowa, wyszła szybko z pokoju. ROZDZIAŁ JEDENASTY - Wszystko w porządku, panie Hartman? Mark otworzył oczy i spojrzał przez biurko na swoją, pracującą na zlecenie sekretarkę. Był właśnie w połowie dyktowania jej listy niezbędnych do załatwienia spraw na przyszły tydzień, gdy raptem opadły go myśli o Alli. Minął prawie tydzień od ich sprzeczki i od tamtej pory jej nie widział. Specjalnie wychodził z rancza rano, zanim wstała, a wracał, gdy był pewien, Ŝe juŜ śpi. Do Eriki chodził co wieczór, a gdy wracał, przed drzwiami Alli specjalnie zwalniał kroku. - Panie Hartman? Kobieta dziwnie na niego patrzyła. - Wszystko gra, pani Roundtree. Boli mnie tylko głowa. Skończymy