175

sposób najlepiej wykorzystaliby ciepło swoich ciał. Prowiantu też szkoda, posiłek porządnie ożywiłby organizm. Milla pomyślała o kawie, o wielkim, apetycznie parującym kubku pełnym kawy. Albo może gorącej czekolady Czekolada... w dowolnej formie. an43 293 Pomyślała o Diazie i o tym, co zrobią dzisiejszej nocy - o ile uda im się wrócić do hotelu. Dotarli do samochodu dokładnie w tym momencie, w którym Milla stwierdziła, że nie da rady zrobić już ani kroku. Nigdy przedtem widok tej potwornej maszyny nie sprawił jej tak wielkiej przyjemności. - Kluczyki - wychrypiała tknięta nagłym przeczuciem. - Masz je ciągle w kieszeni? Fajną sprawą w dżinsach jest to, że zmoczone przylegają ściśle do ciała. Co było w kieszeniach, to raczej w nich zostawało, nawet w wartkim potoku. Diaz z trudnością wbił palce do mokrej i zimnej kieszeni i wydobył stamtąd kluczyki. - Dzięki Bogu - odetchnęła Milla. http://www.dentystawroclaw.edu.pl/media/ rady - Nie - wyszeptała. - Facet... Zaskoczył mnie. - Co? Cholera! - Brian rozejrzał się nerwowo dookoła. - To musiała być ich czujka, której nie zauważyliśmy! - Nie. On nie był z nimi. - Skąd wiesz? an43 49 - Powiedział, że skręci mi kark, jeśli pisnę - westchnęła. W zasadzie prawie to zrobił, sądząc po stanie jej gardła. - Ale po co... - zadumał się Brian. - No, chyba że on też... - Ich obserwował - dokończyła, gdy jej towarzysz zawiesił głos.

- Nie możesz tak iść - orzekł i zaczął rozpinać koszulę. Zdjął ją z pleców, wyjął z kieszeni nóż i odciął oba rękawy. Przyklęknął przed Millą na jedno kolano, rozłożył sobie rękaw na udzie i rozprostował starannie. - Postaw tu stopę - powiedział. Milla posłuchała go, ostrożnie balansując na drugiej nodze. Diaz sprawnie opatulił jej stopę Sprawdź pana Hatchera, to gość nie doczekałby chyba wieczora. Jak śmiał narażać swoją żonę na to wszystko? Jeżeli chciał odejść, powinien mieć przynajmniej tyle odwagi, aby to głośno powiedzieć. Pewnie to też złamałoby tej kobiecie serce, ale przynajmniej wiedziałaby, że Benny żyje, mogłaby jakoś ułożyć sobie życie w nowej sytuacji. A tak? Żyła w zawieszeniu i niepewności, cierpiała, a panu Hatcherowi należało chyba skopać tyłek. - Proszę mi pomóc - powiedziała Roberta niskim, schrypniętym od długotrwałego płaczu głosem. Milla dobrze znała ten stan. - Wiem, powiedzieliście, że on nie zaginął. Że odszedł sam, z własnej woli. Ale czy nie rozumie pani, że ja nie wiem tego z całą pewnością? A jeśli spotkał jakiegoś oszusta, który go zwiódł i wmanewrował w jakieś szwindle? Może stracił wszystkie pieniądze i wstydzi się