potem operacje plastyczne... moja twarz wyglada teraz inaczej.

były dostatecznie duże, by wypełnić męskie dłonie. Musiał bardzo nad sobą panować, żeby nie myśleć o tym, o czym nie powinien. Oparłszy się ramieniem o słupek podpierający okap ganku, czekał, aż Shelby przejdzie przez bramę. - Znowu tu jesteś? - spytał powoli. - Muszę z tobą pogadać. - Shelby nawet nie siliła się na uśmiech. Wargi miała zaciśnięte, była pełna determinacji. Zepchnęła okulary przeciwsłoneczne nad czoło. Jej błękitnozielone oczy spojrzały na niego z niepokojem. - No proszę, a ja myślałem, że urządziłaś sobie wycieczkę do slumsów. - Nie przyjechałam tutaj słuchać dowcipów - odcięła się, wchodząc po stopniach na ganek. Uniosła ku niemu twarz. Jej oczy były prawie turkusowe, odbijały się w nich ostatnie promyki słońca. - Mów. - Potrzebuję twojej pomocy. Uniósł podejrzliwie brew i nic nie powiedział. Tylko czekał. - Musimy znaleźć Elizabeth. - Naprawdę? - odparł rozwlekle, starając się nie patrzeć na wycięcie jej bluzki i to kuszące coś, co się pod nią kryło. - Tak. - Zabawne. Teraz chcesz mojej pomocy. - Nie ma w tym nic zabawnego. - Masz rację - rzekł, czując budzący się w nim gniew. - W takim razie możemy przejść do rzeczy i... http://www.deska-elewacyjna.net.pl kosmetyczke do otwartego worka. Pies le¿ał na plecionym dywaniku przy łó¿ku z łbem na przednich łapach, obserwujac ka¿dy ruch swojego pana. - Wróce niedługo - mówił Nick, jakby pies mógł go rozumiec. - Wkrótce. - Znalazł pare d¿insów i doło¿ył je do tłumoka. - Ole zajmie sie toba. Spodoba ci sie to, zobaczysz. On ma dobermanke, naprawde kawał baby. Twardziel nie wydawał sie zainteresowany. - Dobrze ci bedzie - mówił Nick do psa. - Lepiej ni¿ mnie. - Zamknał worek i rozejrzał sie dookoła. Ta chata, te cztery wyło¿one sosnowymi deskami pomieszczenia, to było cos wiecej ni¿ tylko jego dom; to było sanktuarium, miejsce,

zobaczyła kiedys, gdy odemkneła na chwile powieki. Dziewczynka stała przy łó¿ku, zatroskana, zagryzajac dolna warge. - Mamo, ale ty wyzdrowiejesz, prawda? - Tak - powiedziała Marla, z wysiłkiem obracajac jakby spuchnietym jezykiem. - Wszystko... bedzie... dobrze... - Sprawdź musiało być, przynajmniej na razie. Kiedy przestała widzieć miasto we wstecznym lusterku, włączyła radio, ale nie słyszała ani słowa z piosenki płynącej z głośników. Jeszcze w czasach gimnazjum poszła z Lily na potańcówkę i okropnie się na niej wynudziła. Lokalny zespół znał tylko kilka utworów country and western i grał je nieustannie, drażniąc już i tak mocno zszargane nerwy Shelby. Wmawiała sobie, że próbuje się wczuć w nastrój imprezy, ale odór przepoconych mat nie był ani romantyczny, ani ekscytujący. Chłopcy zachowywali się jak gówniarze, muzyka była drętwa, a Shelby czuła się rozdrażniona, w dodatku wydawało jej się, że jest tu całkowicie zbędna. Miała serdecznie dość szkoły średniej i swoich przyjaciół. Nie interesowały ją towarzyskie gierki i intrygi, które tak fascynowały innych. Dla niej cały ten układ był równie ciekawy jak konkurs plucia tytoniem na odległość. Wcześniej tego dnia, kiedy jej ojciec pakował torbę z ubraniami na podróż do Dallas, powiedziała, że zostaje na noc u Lily, a Lily okłamała swoich wyjeżdżających za miasto rodziców, mówiąc, że ma zamiar nocować u Shelby. To był idealny plan. Lily mogła spędzić trochę czasu sam na sam z Toddem, a Shelby - spotkać się z Nevada.