Nagle Freya wyskoczyła z łóżka i zarzuciła jej ramiona na szyję.

było w swoim pokoju ani u Kelly. Wyszedł z biblioteki i skręcił w lewo. Poszedł do nieużywanego, zachodniego skrzydła, przeznaczonego pierwotne dla gości i służby. Czuł panikę. A jeśli coś się jej stało? Zawołał ją cicho. Gdy nie usłyszał odpowiedzi, zaczął otwierać gwałtownie jedne drzwi za drugimi. -Lauro!-krzyknął. -Tutaj. - Usłyszał odpowiedź. -To znaczy, gdzie? Cholera, to istny labirynt - mówił do siebie zniecierpliwiony. Zaśmiała się lekko. - Sam powiedziałeś mi o żółtym pokoju. Otworzył drzwi. Siedziała na krześle, tyłem do niego, przy sztalugach. Zastygła z pędzlem nad dużym arkuszem papieru. Położyła farbę zamaszystym gestem. -Coś sobie przypominam.-Wszedł do środka już uspokojony. -Martwiłeś się? -Do licha, tak. To wielki, stary dom... -I zawsze pogrążony w ciemnościach - dodała, po czym obróciła się nieco, ale tak, że go nie widziała. Wbiła wzrok w podłogę po lewej. http://www.deskaelewacyjna.net.pl Nie ukrywała swojego gniewu i to pozwoliło jej oddalić się nieco od Richarda. Była zajęta zakupami dla nowego członka rodziny. Smolista, czarna kotka paradowała teraz w zielonej obróżce z małym dzwoneczkiem, odzywającym się przy każdym ruchu. Otrzymała już imię: Serabi. Kelly się uparła, bo według niej ten kotek nie wygląda jak Kicia, a Mruczek to zdecydowanie chłopięce imię. W ustach Kelly, która miała trudności z wymawianiem „r" imię brzmiało przeuroczo. Laura wzięła znowu do ręki blok rysunkowy i skończyła szkicowanie ślicznej buzi Kelly. Kiedyś malowanie stanowiło jej hobby. Od początku studiów nie wzięła do ręki węgla ani pędzla, mimo że uwielbiała tworzyć i miała talent. Teraz miała niewiele do roboty poza pielęgnowaniem Kelly, co było takie

twarz w spódnicy Katherine. -Cześć, jestem Laura - powiedziała. -Cześć - usłyszała stłumioną odpowiedź. Katherine odsunęła się nieco, czym zmusiła Kelly, żeby spojrzała na Laurę. A ta, jakby nigdy nic, usiadła na ziemi po turecku. Sprawdź – Richard nam pomógł! – Wiedział o tym wszystkim? – Tak – zaśmiała się Tess. – Pozwolił nam zrobić te zakupy. To było naprawdę fajne. Chyba urodziłam się po to, żeby wydawać cudze pieniądze. Ktoś zastukał do drzwi wejściowych, a potem zawołał: – Hej, czy ktoś tam jest?! Blake spojrzał na zegarek. – Do licha, trzeba się zbierać. Otworzyliśmy dziesięć minut temu. – Raczej powinniśmy byli otworzyć – poprawiła go Kate, zmierzając do kawiarni. – Mam nadzieję, że przynajmniej przygotowaliście menu na dzisiaj i kawa jest już zaparzona. Pracownicy spojrzeli po sobie niepewnie. Do tej pory oczekiwali w napięciu na pojawienie się szefowej, teraz jednak będą musieli szybko