różowy zestaw do manikiuru, w rzeczywistości może się okazać śmiertelnie groźnym narzędziem; w obudowie jest korkociąg, śrubokręt, obcinaczka do paznokci, małe nożyczki i malutki nożyk, ostry jak skalpel chirurgiczny. Mój ulubiony. Ostrze nadaje się doskonale. Uśmiecham się na myśl o nowym rytuale, który utwierdza mnie w postanowieniu, nucę pod nosem piosenkę Losing my rełigion i przeciągam ostrzem po wewnętrznej stronie nadgarstka. Ostry ból. Z sykiem wciągam powietrze, nie słyszę słów piosenki, ale ból jest słodko-gorzki i ponownie wychwytuję melodię i wtóruję zespołowi. Chciwie patrzę, jak krew wykwita na skórze. Moja krew na mojej skórze. Z czcią, z przejęciem pochylam rękę nad zdjęciem O1ivii. Uśmiecha się do mnie zza czerwonych kropli. Niewidząca. Bez strachu. Rozmazuję krew na plastiku, a ona uśmiecha się nadal. Głupia, durna suka. – Tylko mi nie mów, że chcesz poprosić o kolejną przysługę – zaczął Montoya, gdy Bentz zadzwonił z kalifornijskiej autostrady. http://www.divercity.pl Nakręcała się, mówiła coraz głośniej, energiczniej, poczerwieniała na twarzy, zaciskała pięści. – Opanowała się jednak, uspokoiła oddech, rozluźniła dłonie i mówiła dalej ochrypłym szeptem: – Przez niego przeszłam przez piekło, Liwie, a teraz jego kolej. Czas, żeby i on doświadczył bólu. Żeby wiedział, jak to jest. Nie ma pojęcia, że zabiłam Jenmfer, nawet tego nie podejrzewał. Też mi wielki detektyw! Tyle nagród za bohaterstwo! Czysta kpina! – Dopiero teraz dostrzegła szok na twarzy O1ivii i roześmiała się gorzko. – Tak, tak. Nie wiedziałaś o tym, prawda? Jennifer spokojnie gnije sobie w grobie, chyba że już ją wykopali. Oczywiście, że to ona. Ta wredna suka owinęła sobie Bentza dokoła palca. Kochał ją, rozumiesz? Miał na jej punkcie obsesję, a to była dwulicowa szmata! Okropne. Zdradzała go, i to w kółko, zdradzała go, do cholery, a on ją kochał. – Dygotała z wściekłości, ale nie przestawała montować statywu. – Nawet gdy go zdradziła z jego własnym bratem, księdzem! Ojcem jej dziecka! A on i tak wziął ją z powrotem! Masochista! Naprawdę jej odbiło. Przepełniały ją nienawiść i chęć zemsty.
– Dla mnie owszem – odparła, zaciskając usta. – Tak naprawdę albo teraz, albo nigdy. Zastanawiał się, czy nie ulec. W końcu będzie wspaniałą matką, tego był pewien. Co z tego, że on będzie starcem, gdy jego dzieciak zda maturę? Teraz tak już jest. Zacisnął usta. – Pomyślę o tym. Chwyciła torebkę i wstała gwałtownie. – Oby szybko. Sprawdź – To znowu Morderca Dwadzieścia Jeden – stwierdził Bledsoe. Kręcił się tu, oglądając miejsce zbrodni. – Kto? – zdziwiła się Riva. Była stosunkowo nowa w wydziale i nie znała jeszcze wszystkich starych historii. – Tak go nazwaliśmy. Zamordował już inne bliźniaczki, Deltę i Dianę Caldwell, też w ich dwudzieste pierwsze urodziny. Dwa dni wcześniej zgłoszono ich zaginięcie, więc przypuszczaliśmy, że je porwał, przetrzymywał, a potem zamordował, co do minuty, w momencie gdy kończyły dwadzieścia jeden lat. – Znał je? – Riva zmrużyła oczy. – Albo o nich słyszał. Nigdy go nie złapano. – Bledsoe spoważniał. – Ich rodzice wydzwaniali do nas co tydzień przez prawie sześć lat. Słyszałem, że się rozwiedli. – I do tej pory nie było żadnej podobnej sprawy? – Riva spojrzała na schowek. – Czyżby naśladowca?