Luck w Teksasie.

salonu. Po szybach starych okien spływały krople deszczu. Nick wyjał pudełko zapałek, zapalił ogien w kominku i nalał sobie drinka. Marla była troche nerwowa. Stała przy kominku, bawiac sie paskiem szlafroka. Pokój, oswietlony tylko migoczacymi płomieniami, nagle dziwnie sie skurczył. - Na pewno nic nie chcesz? - spytał, wrzucajac kilka kostek lodu do niskiej szklanki. Marla zawahała sie. - Mo¿e... brandy. Mała- powiedziała, nie patrzac mu w oczy. Nick usmiechnał sie, nalewajac odrobine złocistego płynu do kryształowego kieliszka. - Moja dziewczynka - powiedział. Zreflektował sie, widzac jak zagryzła wargi. Podał jej drinka i stuknał lekko brzegiem swojej szklanki w jej kieliszek. - Za lepsze dni. - I noce - dodała i upiła łyk, podnoszac na Nicka oczy. Były szeroko otwarte, zielone i piekne. Z jej twarzy znikneły ju¿ since i opuchlizna, blizna na głowie stała sie prawie niewidoczna, krótkie, ciemne loki wdziecznie opadały na http://www.dobra-ortopedia.info.pl albo... Nick? Na te mysl zrobiło jej sie dziwnie słabo. Zaczeła energicznie trzec skóre recznikiem. Mo¿e był to jeszcze ktos inny. A mo¿e to w ogóle nie miało miejsca? Oparła sie dłonia o kafelki i potrzasneła głowa, usiłujac przywołac te nieuchwytna, dreczaca wizje, która znikneła równie szybko, jak sie pojawiła. Zdecydowana dowiedziec sie jak najwiecej o sobie, wyszła z kabiny i staneła twarza do lustra. Jezu, jak ona wyglada... Since znikały powoli, opuchlizna niemal ju¿ sklesła, ale Marla nadal nie rozpoznawała własnych rysów. A jej włosy! Cos okropnego! Siegajace brody kosmyki po jednej stronie trzeba bedzie obciac krótko, ¿eby zrównac je z odrastajaca po drugiej stronie krótka szczecinka. Wprawdzie nie potrafi znalezc wspólnego jezyka z własnym synem, ale przynajmniej bedzie

jezdził za nimi, ten sam, który stał pod kosciołem Donalda Favier. Kylie nie miała wyboru. Przera¿ona, wsiadła do wozu. W srodku było brudno, smierdziało dymem papierosowym i smarem. Na podłodze le¿ało mnóstwo butelek po piwie i starych opakowan po meksykanskim jedzeniu na wynos. - Zapnij pas - rozkazał, siadajac za kierownica i kładac sobie Sprawdź - Legalnymi adopcjami. - No, więc co się stało z moim dzieckiem? - Nie wiem. Nawet nie wiedziałem, że pani miała dziecko. - Na pewno wiedział pan, panie Findley - upierała się, patrząc na przejeżdżające samochody. - Jestem pewna, że ojciec się panu zwierzał. - Nawet jeśli to robił, podpadałoby to pod kategorię przywileju relacji adwokat klient. Nie mógłbym o tym rozmawiać ani z panią, ani z kimkolwiek innym. - Ale ona była moją córką i powiedziano mi, że zmarła zaraz po urodzeniu! - Shelby stanęła przy drzwiach jaguara i nie ruszała się z miejsca. Teraz niemal już nie zauważała przechodzących obok ludzi i sznura samochodów, które zaczęły jechać po zmianie świateł. Jej ukryte za ciemnymi szkłami oczy wpatrywały się w sprytnego prawnika, którego jadowity uśmieszek kojarzył się z wężem. - Ja też miałam swoje prawa. Prawa, o których zapomniano albo które zlekceważono. Szybko zerknął przez ramię na ulicę, po czym, ledwo poruszając wargami, syknął przez zaciśnięte zęby: