wra¿enie.

zaciagniete, a od strony łó¿ka dobiegało ciche pochrapywanie. Starsza pani le¿ała przykryta po szyje kołdra. Modlac sie w duchu, ¿eby nie było w pobli¿u tego głupiego psa, Marla spiesznie przeszła przez pokój, dopadła drzwi i otworzyła je. Eugenia chrapneła głosniej i poruszyła sie na łó¿ku. Marla wyslizgneła sie na korytarz, zamkneła za soba drzwi i popedziła schodami na góre, potykajac sie o le¿aca tam Coco. Suczka, skomlac, pomkneła na dół z podkulonym ogonem i wpadła do salonu. - Niezle - pogratulowała sobie Marla. Miała wra¿enie, ¿e klucze pala ja ¿ywym ogniem. Chciała jak najszybciej otworzyc gabinet, a potem odło¿yc klucze na miejsce, ale kiedy weszła na pietro, usłyszała dzwonek do drzwi. Cholera. Patrzyła na zegarek, czekajac, a¿ Carmen otworzy drzwi. - Jestem Cherise Favier - usłyszała kobiecy głos. - Chyba sie nie znamy. Przyszłam zobaczyc sie z Marla. Marli pociemniało w oczach. Do czasu, kiedy wizyta dobiegnie konca, Eugenia na pewno wstanie i zacznie szukac kluczy. Wiedziała, ¿e musi szybko pozbyc sie kuzynki Aleksa, http://www.doktor-leczenie.com.pl zanim będzie lepiej, będzie gorzej. O wiele gorzej. Kilka koni weszło do stajni. Nevada odmierzał im porcje owsa, gładził ich błyszczące nozdrza i czuł gorące oddechy klaczy, które prychały przy żłobach. Napełnił koryta wodą i zadowolony z obrządku poszedł do starego domu, i otworzył kluczem drzwi. Kiedy 146 wszedł do środka, powitało go stęchłe powietrze. Przy jednej ze ścian znajdowały się schody. Salonik, którego tapeta w blade róże pochodziła prawdopodobnie jeszcze sprzed drugiej wojny światowej, zasługiwał najwyżej na miano alkowy. Krótki korytarz prowadził do kuchni. Było to największe pomieszczenie w domu, z boazerią, piecykiem na drewno i ręczną pompą przy zardzewiałym zlewie. Łazienka mieściła się w dobudówce na końcu osłoniętego tarasu. Oscar nie zmodernizował tego domu, ale Nevada pomyślał, że może jemu się to uda. Kiedyś rozwali i przerobi kuchnię, doda kolejne schody do łazienki między dwiema sypialniami i wprowadzi się tutaj. W końcu. Ale na razie musi odnaleźć córkę. To najważniejsze. I co wtedy? Z ponurą miną otwierał kolejne okna, żeby puste pokoje choć trochę się przewietrzyły. Co z

zrozumienia, ¿e nie chce miec z nia nic wspólnego. Marla 227 jednak nie dawała za wygrana. Czuła obecnosc Nicka za drzwiami. - Wiem, ¿e to trudne. Dla ciebie. Dla mnie. Dla taty... ale staram sie, kochanie, naprawde bardzo sie staram i wkrótce Sprawdź Gniewnie wpił palce w swoje włosy. - Nie masz pojęcia, w co się pakujesz - sapnął ze zdenerwowania. Zauważyła, jak napięte są jego szerokie barki, kiedy podszedł do brzegu rzeczki i, wyciągnąwszy ręce do góry, uwiesił się nisko opadającej gałęzi jednego z dębów. - Oczywiście że mam. - A skąd? - Ja... wiem, co się dzieje między mężczyzną i kobietą. - Czyżby? - W jego głosie zabrzmiało szydercze niedowierzanie. - Tak! Wychowałam się na ranczu. Patrzyłam na byki z krowami i na ogiery, które doprowadzano do klaczy. To znaczy, nie pozwalano mi patrzeć - przyznała, podchodząc do niego od tyłu i obejmując go w pasie - ale i tak się gapiłam. Wzdrygnął się. - No cóż, z ludźmi jest trochę inaczej.