- O, tak... Jest bardzo... poetycki.

kilku ostatnich godzin. - Lord Kilcairn uprzedził, że nic nie może opuścić domu, póki on tego nie zobaczy. - Rozumiem - powiedziała spokojnie. List i tak był przeznaczony bardziej dla Luciena niż dla Emmy Grenville. Po wyjściu służących zaczęła spacerować w tę i z powrotem po piwnicy, myśląc usilnie, czego jeszcze zażądać. W końcu ktoś zostawi drzwi otwarte. W pewnym momencie jej wzrok padł na okno. Znajdowało się pod samym sufitem, było bardzo małe i ocienione od zewnątrz przez winorośl, tak że do środka wpadało niewiele światła. Nasłuchiwała przez chwilę, po czym zaniosła krzesło pod ścianę i stanęła na nim, ale sięgnęła tylko dolnej framugi. Obmacawszy stare drewno, stwierdziła, że dałoby się je wypchnąć. Zeszła na podłogę i rozejrzała się za jakimś narzędziem. Niestety Lucien usunął wszelkie przedmioty, które mogłyby jej pomóc w ucieczce. Po latach poświęconych na zdobycie niezależności wiedziała jednak, że nie wolno jej się poddać. Podeszła do kufra. Pod ubraniami i butami znalazła ozdobną spinkę do włosów, kiedyś należącą do matki. Miała kształt kwiatu z bardzo ostrymi łodyżkami. Lucien opadł na ławkę obok Francisa Henninga. - Mogę? - zapytał, wskazując na jego rapier. - Tak, oczywiście, Kilcairn. Weź również maskę. - Nie jest mi potrzebna. - Takie są zasady, Kilcairn. Nie chcę, żeby ci wyłupano oko. http://www.drpotato.pl - Ulubiona melodia mojej rodziny. - Nie chciałem cię zdenerwować, Alexandro, tylko się upewnić, że wszystko w porządku. Lady Welkins cię nie widziała, prawda? - Nie. - Dobrze się czujesz? Zamknęła oczy i pozwoliła, żeby muzyka sama spływała spod jej palców. - Poradzę sobie. Ostatecznie będę w Londynie jeszcze tylko przez kilka dni. - Spodziewała się protestu, ale Lucien milczał. - Wolałbym, żebyś mi tego nie przypominała - stwierdził po dłuższej chwili. - Więc nie będziemy mówić o moim wyjeździe. - Alexandro, gdybym cię nie poprosił, żebyś za mnie wyszła, zostałabyś dłużej? - Nie wiem. A Virgil i lady Welkins? Lucienie, nie wyjeżdżam tylko z twojego powodu. Tu nie jest moje miejsce.

- O tej nieszczęsnej aferze z policją, ma się rozumieć. - Wzdrygnąwszy się, usiadła. - To upiorne. Zostawić trupa akurat tutaj. Coś podobnego. Wiecznie te same uprzedzenia, pomyślała Gloria z niechęcią i głębiej wtuliła się w fotel, szukając w nim, po dziecinnemu, azylu bezpieczeństwa. - Ta biedna dziewczyna była jednym z Bożych dzieci, jak ty i ja - odparła. - Żal mi jej i serdecznie współczuję jej rodzinie. Hope przez chwilę milczała, po czym uniosła dłoń i westchnęła. - Tak, oczywiście, ta biedaczka niczym nie zasłużyła sobie na śmierć. Ale żeby porzucić... przepraszam za słowo... dziwkę właśnie tutaj, na St. Charles? Okropne, po prostu okropne. Sprawdź - Mówił pan, że to będzie kameralne przyjęcie - szepnęła panna Gallant. - I jest, jak na londyńskie zwyczaje - skłamał. Nie lubił niespodzianek. Choć był to dopiero początek sezonu, po salonie Howardów kręciło się pół setki gości, prawie dwa razy więcej, niż się spodziewał. Część przeszła do sąsiedniego pokoju muzycznego i biblioteki. Po wejściu ich czwórki nagle zapadła cisza, a po chwili rozległ się szmer podnieconych głosów. - Lordzie Howard, lady Howard - przywitał gospodarzy, choć miał ochotę udusić oboje. - Chciałbym przedstawić panią Delacroix, pannę Delacroix i jej damę do towarzystwa, pannę Gallant. - Miło mi panie poznać - powiedziała serdecznie pani domu. - Wszyscy umierają z chęci, żeby wreszcie panią zobaczyć, panno Delacroix. Rose dygnęła i oblała się rumieńcem. Lucien westchnął ciężko, tylko czekając na nieskładną odpowiedź i łzy.