zagięła parol na lorda Kilcairna. Ale wydawała się bardzo zadowolona z awansów lorda Beltona. Ciekawe, czy Lucien wie, że kuzynka raptem go polubiła. Pewnie nic nie zauważył, zajęty szukaniem żony. - Chodź, Lex. - Już idę. Najpierw musi wybadać, kogo panna Delacroix woli: Roberta czy jej Luciena. Zmarszczyła brwi. Lord Kilcairn nie należy do niej, podobnie jak ona do niego, co jasno dała mu do zrozumienia. I wcale nie jest zazdrosna o siedemnastoletnią dziewczynę. W żadnym razie. Przed narożną piekarnią stał tłumek ludzi, który zmusił Rose do zwolnienia kroku, tak że Alexandra wreszcie ją dogoniła. - Nie pędź tak, proszę. Czuję się jak koń na wyścigach. - Widząc niepewną minę dziewczyny, przypomniała sobie, że jej głównym obowiązkiem jest dbałość o dobre samopoczucie podopiecznej. - Kupimy sobie ciastko? - Mama by tego nie pochwaliła. - Nic jej nie powiemy. Rose uśmiechnęła się z przymusem. - Dobrze. Alexandra ustawiła się za nią w kolejce i... zamarła na widok kobiety idącej ulicą. Chuda, wręcz zasuszona, z siwymi włosami schowanymi pod czarnym wdowim czepkiem, http://www.eckielce2017.pl Te czasy dawno minęły. Widok twarzy Hope sprawiał mu ból. Zniechęcony, obrócił się w fotelu w stronę okna i oświetlonego zachodzącym słońcem ogrodu. Nie kochał już żony. Nie kochał jej od wielu lat. A jednak nadal miała na niego ogromny wpływ, spod którego nie potrafił się wyzwolić. Przycisnął powieki palcami, po czym opuścił dłonie na kolana i oparł głowę o zagłówek fotela. W miejsce rozgoryczenia pojawiło się uczucie niesmaku do samego siebie. Jego uzależnienie od Hope nie miało nic wspólnego z zaufaniem, poczuciem więzi rodzinnej czy szacunkiem. Nie, chodziło o coś zupełnie innego: o seks, prymitywne pożądanie, z którego nie potrafił się otrząsnąć. Próbował. Sypiał z innymi kobietami, miał nawet romans. Nie dlatego żeby znudzony żoną szukał nowych podniet. Przeciwnie, liczył na to, że w ten sposób przerwie chorobliwą więź, jaka łączyła go z Hope. I nadal za nią tęsknił. Przelotne związki zamiast zmniejszać, podsycały tylko nienasyconą tęsknotę. Philip zacisnął palce. Chryste, nawet znęcanie się Hope nad córką nie było w stanie zabić tego pożądania, chociaż zabiło wszystkie inne uczucia. Łącznie z szacunkiem dla samego siebie. Hope sprawiała, że stawał się bezwolnym narzędziem w jej rękach. Przez nią stracił miłość córki. Ukrył twarz w dłoniach. Kochał Glorię z całego serca. Pragnął, żeby ich wzajemne stosunki układały się jak niegdyś. Tak bardzo chciał, żeby znowu patrzyła na niego z podziwem. Ale i to minęło, jak wszystko inne. Teraz zaledwie tolerowała jego obecność. Zdawała się go nie zauważać, a jeśli już zwracała się do niego, widział w jej oczach gniew i wyrzut. Albo politowanie. Jakby ona też gardziła jego słabością.
- Oddałaś mi się zupełnie, do końca. Uważasz, że to nie dość? - Dałabym ci wszystko. Wszystko! - Nie. - Santos pokręcił głową. - Tak nie można. - Dlaczego nie? - Bo musimy się ukrywać. To tak jakbyśmy wszystkich okłamywali. - Nieprawda. - Ścisnęła mocno jego dłoń. - Kocham cię. Co w tym złego? To ma być kłamstwo? Kocham cię jak nikogo innego na świecie. Santos, powiedz, że mi wierzysz. Że wierzysz w moją miłość. Sprawdź Odwróciła ku niemu mokrą od łez twarz. - Zrobiłabym dla ciebie wszystko, Victorze. Nie widzisz? Jesteś dla mnie najważniejszy. Przyrzeknij mi, że nie rzucisz szkoły. - Wpatrywała się z napięciem w oczy syna. - Przyrzeknij, proszę. Santos wahał się przez moment, wreszcie skinął głową. - Dobra. Zostanę w tej budzie, przyrzekam. - Dziękuję - powiedziała z wątłym uśmiechem. - Zawsze dotrzymujesz obietnic. Zawsze dotrzymywałeś, od dziecka. - Pokręciła głową. - Czasami zastanawiam się, skąd u ciebie, dziecka takich rodziców, tyle honoru, tyle godności. - Pewnego dnia zaopiekuję się tobą. I nie będziesz już więcej musiała nakładać na twarz tej tapety. Nie będziesz musiała zarabiać tak, jak zarabiasz teraz. Masz na to moje słowo. ROZDZIAŁ PIĄTY - Victor, kochanie, wychodzę. Santos oderwał wzrok od ekranu telewizora stojącego na komodzie w jego pokoju i spojrzał na matkę. - Do zobaczenia. Lucia założyła torebkę na ramię. - Podniesiesz się i pocałujesz matkę na do widzenia?