- Nick! Carmen! - krzykneła, wiedzac, ¿e ju¿ nie

granicy z Oklahomą. Mieli dość pieniędzy, by jakoś przeżyć, ale ich styl życia bardzo, ale to bardzo różnił się od wspaniałego losu Shelby Cole. Katrina dobrze się przygotowała do reportażu. Shelby była rozpieszczona. Jej przeklęty koń - Appaloosa - na którym Shelby jeździła jako dziecko - był wart więcej niż chevrolet matki Katriny. A jej mały samochód... Porsche. Cholera. Wstała i się przeciągnęła. Zerknęła przez żaluzje na neon motelu Well Come Inn i zmarszczyła brwi na widok pierwszych promieni szarawego światła na wschodnim niebie. Życie nie jest sprawiedliwe, ale to się wkrótce zmieni, i to radykalnie. Materiał dla „Lone Star” był tylko czubkiem góry lodowej. Zamierzała napisać książkę, swego rodzaju exposé na temat sędziego Cole’a, które wzbudzi ciekawość każdej liczącej się osoby w Teksasie. W szafie starego człowieka było dostatecznie dużo szkieletów, żeby stworzyć pikantne dzieło. Odwróciła się od okna. 177 Jako jedyna załatwiła wywiad z Calebem Swaggertem, a teraz wysłuchała wersji Rossa McCalluma, który przysięgał, że został wrobiony, i to przez sędziego. - Nieładnie, tatko, nieładnie - mruknęła, kręcąc głową i zastanawiając się, czy nie powinna się zdrzemnąć, a dopiero potem wrócić do pracy. Poprzedniej nocy spała tylko kilka godzin, serwując sobie duże ilości kawy. Dowiadywała się coraz więcej o przeszłości, a obywatele Bad Luck, przeważnie straszni prowincjusze, zaczynali się do niej przyzwyczajać. W myśl zasady, że cel uświęca środki, powróciła nawet do tego okropnego, przeciągłego akcentu, którego tak usilnie http://www.estetyczna-med.net.pl Shelby nie protestowała, kiedy Nevada ją objął, żeby dodać otuchy. W głębi duszy powtarzała sobie, że się nie rozklej, nie uroni ani jednej łzy. Elizabeth przywarła do Marii. Jej twarz pobladła, oczy były duże i wystraszone, a kroki niepewne. Och Boże, nie będzie łatwo. - Witajcie - wydusiła Shelby, kiedy podeszli bliżej. Maria obejmowała ramieniem dziewczynkę, którą wychowała. Uśmiechnęła się niepewnie. - Shelby - powiedziała. - Pamiętam. - Jej wzrok spoczął na Nevadzie. - I ciebie też. - Wszystko w porządku? - zapytał wysoki chudy pilot, który przyniósł bagaż. Choć miał ciemne okulary, widać było zniecierpliwienie, z jakim sprawdzał godzinę na zegarku. - To już cały bagaż. Jeśli czegoś jeszcze potrzebujecie, mówcie. Jeśli nie, muszę lecieć w kolejną trasę. - Poradzimy sobie - powiedział Nevada. - Dzięki. - Uścisnął mu rękę, ale nie mógł oderwać wzroku od chudej dziewczynki, dziewięciolatki, która mogła być jego córką. - Isabello - powiedziała Maria do Elizabeth. - To jest seńora Cole, opowiadałam ci o niej.

zdradzał, bo rodzice Peggy Sue należeli akurat do tego Kościoła. Usiadł na przykrytej pledem kanapie, która czasy świetności miała zdecydowanie za sobą, i śledził wzrokiem Viancę. Miała na sobie tak obcisłe dżinsy, że widać było szczelinę między jej sprężystymi, małymi pośladkami. Shep zastanawiał się, co by czuł, gdyby udało mu się przebiec palcami albo językiem po tym seksownym miejscu. Weszła do małej sypialni; dostrzegł krawędź łoża małżeńskiego, przykrytego narzutą. Zobaczył też dwa wzgórki: stopy pani Aloise. Najwyraźniej starsza pani odpoczywała. Vianca pojawiła się po paru sekundach. Po cichu Sprawdź poczuła, że między jej łopatkami pojawiają się krople potu. Nie pozwól mu tego robić, ostrzegała samą siebie. Nie da się pokonać ani powstrzymać. Ross już nic jej nie zrobi. Nic i nigdy. Już ona się o to postara. Jechała prosto przez miasto na wypadek gdyby przyszedł mu do głowy idiotyczny pomysł śledzenia jej wozu. Kiedy zniknęły za nią światła Bad Luck, dłuższy czas po przejechaniu ostatniego mostu, skręciła w boczną drogę, zawróciła i przejechała przez Bad Luck od innej strony. Cały czas mocno ściskała kierownicę; pokonała kilka bocznych uliczek, aż wreszcie dotarła do starego budynku, w którym jej ojciec spędzał większość czasu. Parking był pusty. Ani śladu Etty Parson i jej markowego samochodu, o ile sekretarka jeszcze go miała. Nie było też widać mercedesa sędziego. W biurze panowały ciemność i cisza. Dobrze. Shelby przejechała się bocznymi alejkami i uliczkami, i jeszcze raz znalazła się pod biurem. Nadal nie było tam nikogo. No, zrób to, mruknęła do siebie. Przekonana, że nikt tu się nie pokaże, zaparkowała wóz cztery przecznice dalej, w bocznej uliczce przy samoobsługowej pralni i pralni chemicznej, niedaleko budynku, w którym doktor Pritchart prowadził kiedyś klinikę. Niestety, zawsze istniała możliwość, że ktoś zauważy jej samochód i