– Jestem tutaj!

krwawi. – Co ty wyprawiasz, do cholery? – zawołał Bentz, idąc w stronę partnera przez opustoszały parking. – Ratuję twój żałosny tyłek. – Montoya cały czas trzymał podejrzaną na muszce. Bentz podszedł do kobiety; cały czas nie wierzył własnym oczom, tak bardzo była podobna do Jennifer. – Jada... – Poza tym, że do złudzenia przypominała jego pierwszą żonę, był pewien, że jej nie zna. – Kim jesteś? Nie odpowiedziała. Zrobił to za nią Montoya. – Nazywa się Jada Hollister, studiuje aktorstwo w Whitaker College. Niedoszła aktorka. Przyjaciółka Fernanda Valdeza. – No jasne. – Bentz mierzył ją rozwścieczonym wzrokiem. Z trudem opanował się, by nie rozerwać jej gołymi rękami. – Gdzie O1ivia? – Co? Kto? – Moja żona. Prawdziwa żona. Gdzie jest? – warknął. Nadal zachowywała spokój i zimną krew, które opanowała do perfekcji. Nawet nie drgnęła. – Nie mam pojęcia. Bentz nie wytrzymał. – Mam dosyć bzdur, jasne? Gdzie, do cholery, jest moja żona? – Na twoim miejscu powiedziałbym mu – poradził Montoya. Oparła dłonie na biodrach. http://www.eszambabetonowe.info.pl/media/ – Cicho. Wszystko będzie dobrze. – Napastniczka powoli przesunęła zimną lufą wzdłuż kręgosłupa Lorraine, w górę, po karku, do nasady czaszki. I tam się zatrzymała. O Boże drogi! W tej jednej koszmarnej sekundzie Lorraine zrozumiała, że to już koniec. Nic, ani słowa, ani czyny nie przekonają wariatki, by zmieniła zdanie. Zamknęła oczy w chwili, gdy padł strzał. Rozdział 24 Coś jest nie tak. I to bardzo nie tak. Bentz wyczuwał to w powietrzu, w ciszy nocy. Kiedy podjeżdżał pod dom Lorraine, okolica była pusta – nigdzie nie widział srebrzystego chevroleta. W domu paliły się światła w kilku oknach, ale wszędzie zaciągnięto zasłony. Przecież Lorraine mówiła, że widziała Jennifer właśnie przez okno? Co gorsza, zauważył, że drzwi były uchylone.

nie liczył. No i jeszcze ta przepustka. Postanowił rozejrzeć się po okolicznych szpitalach. Jest szansa, że właściciel chevroleta ma jakiś związek ze szpitalem, przychodnią czy inną placówką medyczną. Chyba że naklejka należała do poprzedniego właściciela. Zawracał właśnie, jadąc przez ciche miasteczko, gdy rozdzwoniła się jego komórka. Sprawdź Niemal skoczył przez poręcz, runął w dół i poświecił w mrok korytarza. Pusto. Nikogo. Ani ludzi, ani duchów. Na obolałej nodze pokusztykał do najbliższych drzwi i znalazł się w recepcji zjazdu, przy głównych drzwiach do misji. Powietrze było tu duszne, zastałe. Ale i tak wyczuwał smugę zapachu jej perfum. Co to ma znaczyć, na miłość boską? Jeszcze zanim położył dłoń na klamce, wiedział, że drzwi frontowe będą zamknięte. Wiedział także, że może łazić po starym budynku, zajrzeć do kaplicy i winiarni, do wszystkich pokoi, a i tak jej nie znajdzie. Odeszła. A on wiedział tyle samo, co tego ranka przed wyjazdem z Los Angeles.