wyglada, ale to w sumie nie miało znaczenia... Z przera¿enia

zmienic wygladu, głosu, sposobu mówienia. - Do diabła. - Omal nie przegapił zakretu po północnej stronie mostu. Musiał przyspieszyc, ¿eby zda¿yc przed jadaca drugim pasem cie¿arówka. Pam Delacroix mieszkała sama na barce w Zatoce Richardsona, w starej dzielnicy artystów i literatów w Sausalito. Córka była ju¿ na swoim, a były ma¿, Crane Delacroix, chyba in¿ynier, pracował w firmie komputerowej, która odniosła wielki sukces, co pozwoliło sie wzbogacic pracownikom. Crane'owi równie¿. Z informacji, jakimi dysponował Paterno, wynikało, ¿e Pam ¿yła głównie z przyznanych jej po rozwodzie alimentów i nie miała najmniejszego zamiaru wracac do swojego zawodu. Zajmowała sie wszystkim po trochu, od malowania ceramiki po pisarstwo, a tak¿e sprzeda¿a nieruchomosci, ale przez ostanie pół roku nie zawarła ¿adnej transakcji. Pracowała głównie w domu, nie płacac nawet za biurko w firmie, z która była zwiazana. Wiele o niej słyszano, ale w rzeczywistosci niewiele osób miało okazje ja poznac. http://www.gabinet-terapeutyczny.com.pl był coraz bli¿ej. Zacisnał zeby. We mgle miedzy drzewami dostrzegł migajace swiatła reflektorów. No, dalej, ty dziwko. Jeszcze troche. Dzwiek dobiegajacy z południa narastał; cie¿arówka - z tych mniejszych, sadzac po dzwieku silnika - nabierała predkosci. Cholera! Przykucnał na waskiej drodze, w połowie miedzy dwoma ostrymi zakretami. Wyte¿ył słuch. Z oddali dobiegł go pisk opon mercedesa na sliskim asfalcie. Pospiesz sie, poganiał go w duchu, mru¿ac oczy. Mo¿esz byc szybszy od tej cie¿arówki. Musisz byc szybszy. Samochód było teraz słychac znacznie bli¿ej. Dobrze.

Lekarz konczył teraz to, co zaczał Nick. W klinice było pusto, na korytarzach panował mrok. - Nagle... nagle zrobiło mi sie niedobrze. Pewnie z powodu nerwów albo zupy, albo jednego i drugiego, nie wiem - powiedziała z trudem. Ledwo mogła otworzyc usta. Mimo bólu zmuszała wargi do ruchu. -Ostatnio byłam dosyc spieta. Sprawdź - To do pani - powiedziała do Marli. - Pani Lindquist. 133 - Nie musisz odbierac - zaczeła Eugenia, ale mimo to Marla wzieła słuchawke z reki Carmen. - Halo? - wycedziła przez te idiotyczne druty unieruchamiajace jej szczeki. - Marla! Jestes w domu! - Usłyszała pełen entuzjazmu, kobiecy głos. W tle panował głosny zgiełk rozmów. - Na pewno miałas ju¿ dosc szpitala. Jak sie czujesz? - Jeszcze ¿yje. - Co? - Powiedziałam, ¿e dobrze - powtórzyła głosniej. - Przepraszam, jestem akurat w klubie. Straszny tu hałas,