tym zapomnieć. Ma dopiero trzynaście lat. Nie wiem, jak do tego wszystkiego doszło.

Quincy chwycił słuchawkę i zaczął nerwowo wybierać numer. 33 Dom Quincy'ego, Wirginia Wyjdź z domu! - Pierce? Raczej nie... - Glenda, sprawca przed chwilą do mnie dzwonił. Chce, żebym wrócił na Wschodnie Wybrzeże. Jest gotów zabić kogoś, żeby mnie do tego zmusić. 220 Za cel wziął sobie ciebie. Jestem tego prawie pewny. Proszę cię, opuść mój dom. Glenda mocniej ścisnęła słuchawkę. Była sama w gabinecie Quincy'ego i patrzyła na pudełko z papierem. Jeden arkusz wysłała już do laboratorium. Żałowała... Żałowała, że w ogóle podjęła się tej sprawy. - Chyba nie powinnam z tobą rozmawiać - powiedziała cicho. - Jest tam Montgomery? - Nie twój interes. - Więc jesteś sama? Niech to szlag! W jaki sposób on w ogóle został agentem? Glenda, sprawca wie, gdzie mieszkam. Zna zasady pracy biura, więc wie, że ktoś pilnuje mojego domu. Z tego co wiem, zna również układ mieszkania, wie, jak się tam dostać i jak się kamuflować... Nie wolno ci go http://www.gabinety-stomatologiczne.net.pl/media/ - Owszem, wiem. Jestem morderczynią. Dzięki Ronnie'emu Dawsono¬ wi. W obliczu prawa jestem czysta i niewinna, ale przed laty zabiłam człowieka. Jestem morderczynią. Nigdy się nie przekonam, kim innym mogłabym być. Fakt, to okropne, ale tamten człowiek nie żyje. - Ja... nie wiedziałam. Rainie wzruszyła ramionami. - W życiu trzeba myśleć o bagażu. Zastanów się, zanim obciążysz się zbyt dużym ciężarem. - Ale on nie zrezygnuje - nalegała Kimberly. - Wiesz, że będzie próbował, aż w końcu zginiemy albo my, albo on. Rainie, rekin krąży wokół nas. Musimy się postarać o większą łódkę. Pół godziny później Kimberly zasnęła na kanapie. Jasne włosy rozsypały się wokół jej głowy. Słońce powoli zachodziło. Białe ściany hotelu okrywał

zbrodni, zostały zmotywowane czynnikami zewnętrznymi, takimi jak media, czy może chodzi o jakiś głębszy problem, na przykład rozwojowy? Co naprawdę pchnęło tak młode istoty do zabijania i jak można było temu zapobiec? Nawet w Quantico czołowi eksperci od spraw kryminalnych nie znaleźli przekonywających odpowiedzi. I to ich przerażało, bo i oni mieli dzieci. Sprawdź zwiad. Poznawał. Polityków, pracowników szkoły, dziennikarzy, główne organizacje. Biuro szeryfa. Planował. Miał mnóstwo czasu. Najważniejsze, żeby wszystko zrobić jak należy. Już on im pokaże sądny dzień. A potem doszła jeszcze sprawa policjantki Lorraine Conner. Kiedy po raz pierwszy ją zobaczył, gdy minęła go podczas jednej z jego rozpoznawczych wizyt w Bakersville, aż go zamurowało. Wydatne kości policzkowe, bezkompromisowa linia szczęki. Śmiałe szare oczy o surowym, bezpośrednim spojrzeniu. Nie piękna, ale frapująca. Powalająca, jeśli ktoś chce się bawić w gry słowne. Oto kobieta na poziomie. Ani śladu głupoty, której zwykł się spodziewać u małomiasteczkowych glin. Nie miała nawet szerokich bioder lub tłustego brzucha. Była wysportowana, szczupła i podobno piekielnie dobrze strzelała. Potem usłyszał plotki. O matce. O brutalnym morderstwie sprzed czternastu lat, którego zagadki nigdy nie