pozbawiona zahamowan, czy te¿ reaguje w ten sposób

- Obiecaj, ¿e nie skrzywdzisz mojego dziecka - błagała. - Mo¿esz zabrac je z powrotem do mieszkania i zostawic je tam albo wezwac taksówke i zapłacic kierowcy, ¿eby zabrał je do... - Zamknij sie! - ryknał Monty, patrzac na nia z wsciekłoscia. - Dzieciak zostaje ze mna. - Ale... - Wsiadaj - warknał, kiedy doszli do granatowego jeepa. Tak, to na pewno był ten sam samochód, który, zdaniem Nicka, jezdził za nimi, ten sam, który stał pod kosciołem Donalda Favier. Kylie nie miała wyboru. Przera¿ona, wsiadła do wozu. W srodku było brudno, smierdziało dymem papierosowym i smarem. Na podłodze le¿ało mnóstwo butelek po piwie i starych opakowan po meksykanskim jedzeniu na wynos. - Zapnij pas - rozkazał, siadajac za kierownica i kładac sobie płaczace dziecko na kolanach. Kylie wyciagneła po nie rece i natychmiast oberwała kolba rewolweru po nadgarstkach. - ¯adnych numerów - ostrzegł ja Monty. - Lepiej sie uspokój. -Wło¿ył kluczyk do stacyjki i przekrecił, druga reka podtrzymujac Jamesa. - Jesli zbyt gwałtownie zahamuje, dzieciak wyleci przez przednia szybe, tak jak Pam, albo zabije http://www.gastromed.com.pl klamki. Za późno. Złapał ją za szyję swoją wielką łapą i przyciągnął do siebie. O Boże, strasznie mu cuchnęło z gęby. Otworzył usta i pocałował ją. Shelby omal nie zwymiotowała. - Zostaw mnie w spokoju. - O nie, cukiereczku. Nie zrobię tego. Nie teraz. Strach zmroził jej krew. McCallum znowu ją pocałował. Odłożył pistolet na półkę. Shelby odczołgała się do tyłu, żeby się na niego zamierzyć, lecz on uderzy ją po ręce i zaśmiał się złośliwie, jakby jej nieudolne próby go bawiły. Uderzyła go mocno, dłonią w policzek. - Wynoś się, Ross, bo przysięgam... - Nic nie zrobisz, tylko dasz mi to, co dałaś temu skundlonemu gnojowi - warknął i rzucił się na nią. Walczyła z nim, krzyczała i drapała go po twarzy, lecz on tylko szczerzył zęby w uśmiechu i spychał ją na fotel. Łup! Wyrżnęła tyłem głowy w okno od strony pasażera. Poczuła przejmujący ból. Zobaczyła jasne światła, a potem świat zaczął ciemnieć przed jej oczami. Omal nie zemdlała, gdy tymczasem on próbował ją pocałować.

- No proszę, a ja myślałem, że urządziłaś sobie wycieczkę do slumsów. - Nie przyjechałam tutaj słuchać dowcipów - odcięła się, wchodząc po stopniach na ganek. Uniosła ku niemu twarz. Jej oczy były prawie turkusowe, odbijały się w nich ostatnie promyki słońca. - Mów. - Potrzebuję twojej pomocy. Uniósł podejrzliwie brew i nic nie powiedział. Tylko czekał. Sprawdź - Nie robię tego, madre. Aloise wyglądała jak duch, taka była osłabiona. Traciła też chyba koncentrację, bo skierowała szkliste oczy na ściszony telewizor, w którym leciał jakiś serial komediowy. - Czego chcesz? - zapytała Vianca, znowu patrząc w oczy Shelby. - Twojej pomocy. - Mojej pomocy? - Vianca podeszła do stolika i sięgnęła po papierosa. - Nevada nie zabił twojego ojca. W tym momencie obie usłyszały walenie do drzwi. To był Ross McCallum. Vianca upuściła papierosa. - Czego on chce? - Nie wiem. Nie wiedziałam, że mnie śledzi, dopóki nie znalazłam się tutaj. - Idź sobie! - Vianca krzyknęła przez drzwi. - Hej, ja tylko chcę się zobaczyć z Shelby. Jesteśmy starymi przyjaciółmi - wrzasnął Ross.