rzeczy się bała, a huk kanonady uodpornił ją na lęk przed hałasem. Odgarnęła mokre włosy z

- Ach, młodego Jasona? - Eva zatrzepotała wachlarzem i westchnęła. - Nie. On był dobry jedynie... na przystawkę. Ty za to... - Wyciągnęła się na wyściełanej sofie, krzyżując stopy. - Jesteś potrawą dla smakoszy. Wygięła grzbiet z wdziękiem kota, a potem wskazała mu miejsce obok siebie. Alec nadal stał bez ruchu. - No, siądź przy mnie - zachęciła go. - Jesteś mi to winien! - Może sobie przypominasz, że już uregulowałem swój dług. - To ja rozstrzygam, czy został uregulowany. No, chodź! Czy nie tęskniłeś za mną ani trochę? Czemuż ona mówi do niego, jakby był dzieckiem albo ulubionym pieskiem? Jakim cudem udało mu się wytrzymać z nią przez tyle tygodni? No cóż, jeśli nasłani przez lichwiarza z East Endu obwiesie, grożą komuś, że zrobią z niego trzebieńca, gdyby nie spłacił długu, to wiele można znieść! - Słyszałam, że znów zacząłeś wygrywać... Alec patrzył na nią, nasłuchując odgłosów z głębi domu, gdzie - jak miał nadzieję - Becky nadal krząta się przy puddingu. - Owszem, szczęście trochę mi sprzyja. - Och - Eva wydęła umalowane wargi - w takim razie, jak się domyślam, już mnie nie potrzebujesz? - Nie musisz się domyślać. Eva wstała z sofy i zbliżyła się do niego. - Wiesz co, mam dziwne uczucie, że coś ukrywasz. Nikt cię nigdzie nie widuje poza http://www.ginekologwarszawa.org.pl/media/ daleko w dole. Zadrżała na ten widok, a potem położyła się płasko na darni, wyciągając obydwie ręce ku Alecowi. - Weź mnie za rękę! Wyciągnę cię stamtąd! - Nie zdołasz. Jestem za ciężki. - Chwyć się mnie. Nie pozwolę, żebyś spadł! - To zbyt niebezpieczne. Nie mogę podciągnąć się na rękach, zanadto mnie boli ramię! - Spadniesz za chwilę! Złap za moją rękę! - Nie! Spadniesz razem ze mną! - Spróbuj mnie dosięgnąć! Nie pozwolę ci zginąć! - Nie dam rady - wychrypiał. Łzy napłynęły jej do oczu. Niemal mogła dotknąć końcami palców jego poranionych dłoni. - Zrób, co ci mówię! - prosiła.

proszące, załzawione i poobijane ślepka. Adam sapnął. - Wsadzę cię w taksówkę – mruknął, już wybierając numer. - Ta, a na osiedlu znowu mnie pobiją – burknął smętnie, próbując wstać, ale nic z tego. Wszystko go tak bolało, że nic tylko usiąść i płakać… Gdyby nie było tu Adama, pewnie tak by zrobił… I ryczałby aż do rana. Sprawdź królewskiej konnicy, w pięknym mundurze. - Dlaczego tego nie zrobiłeś? - Robert mi nie pozwolił, a jego słowo było prawem. - Odmówił kupienia ci patentu oficerskiego? - Chodziło mu o coś więcej. Widzisz, odziedziczył tytuł w wieku siedemnastu lat. Zawsze był dla nas raczej ojcem niż bratem. Sztywnym, odpowiedzialnym. - Pokłóciliście się? - Wręcz przeciwnie. Gdy matka nas porzuciła, staliśmy się sobie niesłychanie bliscy. No, może z wyjątkiem Jacka, ale to inna historia. Cała reszta tworzyła zawsze zwarty klan. Gdy z chłopców staliśmy się mężczyznami, Jack zaczął służyć w marynarce, bliźniacy w armii, a co do mnie Robert postanowił, że muszę przedłużyć linię rodu, skoro inni mają niewiele szans na przeżycie. Czy możesz sobie wyobrazić mnie w roli księcia? Ale Robert uznał, że muszę czuwać nad rodziną, gdyby jemu się coś stało. Rodzina zawsze była dla niego