Santos uśmiechnął się nieznacznie. - Mamy cię, przyjacielu. Intryga i szantaż. - Gówno prawda - odparł spokojnie Chop. - Nic nie macie. - Mamy co trzeba. - No dobra... - Chop pokręcił głową i wstał, jakby zamierzał odejść od baru. - Jest podejrzenie, trzeba zadzwonić do prokuratora. Znam jednego, przyjaźnimy się trochę. Na pewno zainteresuje go ta sprawa. Zaczekacie? Zaraz przyjedzie. Jackson schwycił go za ramię. - Najpierw ustalmy, co mu powiemy. Mamy świadka, który widział was razem. Widział, jak pieniądze szły z rąk do rąk. Szantaż to paskudna sprawa, Robichaux. Szczególnie gdy szantażuje się kobietę taką, jak St. Germaine. Ona ma wielu wysoko postawionych przyjaciół. Cholera, sami nie wiedzieliśmy, jak wielu... Chop przełknął ślinę. Teraz nie był już taki pewny siebie. - Widzisz? - Santos pochylił się do niego. – Boisz się. Ona też się boi”. Za bardzo jej nie lubię, ale jeżeliw ten sposób pozbędę się ciebie, będę szczęśliwy. Ty pójdziesz siedzieć, ja dostanę z powrotem odznakę. I będę miał cię z głowy na parę lat, według kodeksu od piętnastu do trzydziestu. Mówimy w końcu o szantażu, a szantażowana nie chciałaby, żebyś wyszedł zbyt szybko i znowu zaczął jej bruździć. Postara się. Ma lepsze wtyki niż twój zasrany prokurator, uwierz mi, gości z najwyższej półki. Odwrócił wzrok i uśmiechnął się lekko do partnera. Byli górą. - Odpieprz się - wymamrotał Chop, lecz tym razem zabrzmiało to mizernie. - Dlaczego miałbym ją szantażować? Dlaczego miałbym psuć sobie reputację? Mam bogatych klientów, znacznie bogatszych od niej, którzy mają więcej do stracenia. Ona to płotka. - Ależ ja ci wierzę - powiedział rozbawiony Santos. Popatrzył na Jacksona. - A ty, wierzysz? - Jasne, że mu wierzę, ale czy ława przysięgłych mu uwierzy? Sporo brudów trzeba będzie wyciągnąć, jeśli dojdzie do sprawy. Umówmy się, Chop to nie harcerz, co zbiera datki na biednych. Chop nie odzywał się przez długą chwilę. Patrzył to na Santosa, to na Jacksona, nerwowo przygryzając dolną wargę. W końcu zaklął. - Okay, nie mam zamiaru beknąć dla tej zboczonej suki. Czego chcecie i co dajecie w zamian? Bo czegoś chcecie, nie? - Spojrzał na Santosa. - Po to tu przyszliście. - Powiedz, jak było. - Przyszła do mnie sama. Chciała umoczyć ci tyłek. Wszystko zaplanowała. - Taaa... - westchnął Santos, maskując podekscytowanie. - Mówimy o St. Germaine, jednej z najstarszych i najbardziej szanowanych rodzin w tym mieście. O kobiecie, która codziennie jest na mszy, która przeznacza na cele charytatywne miliony dolarów. I ona miałaby chcieć umoczyć mi tyłek? - Skinął na Jacksona. - Skuj go. http://www.grzejnikidekoracyjne.edu.pl nią uprzejmą konwersację, ale nic z tego nie wychodziło. Nie za bardzo mu się podobała ta konwencja. Spojrzał przez okno wozu na główny budynek końskiej farmy Windcroftów. Nowoczesna budowla, duŜo okien, kamienna fasada. Główny budynek mieścił się blisko domu, stara zaś farma znajdowała się dalej, na jej tyłach. Były równieŜ cztery zagrody i teren ćwiczebny. Mark przypominał sobie z dawnych lat, Ŝe Ŝona Willa Windcrofta zmarła, gdy Nita i Rosę były jeszcze małymi dziewczynkami. RóŜniły się od siebie jak noc od dnia. Rosę marzyła zawsze, Ŝe wyjedzie z Royal i zrobi karierę w wielkim mieście. Nita nigdzie nie chciała wyjeŜdŜać i zamierzała, tak jak ojciec, prowadzić hodowlę koni rasowych. Ostatnimi laty, w miarę rozwoju przedsiębiorstwa, ojciec odgrywał coraz bardziej znaczącą rolę w gonitwach. - Zawsze lubiłam to miejsce.
noszą ślady zjedzonego śniadania. - Przepraszam, zaspałam. Gdy się obudziłam, dzieci nie było już w pokojach. - Przyzna pani, że nie jest to najlepszy początek. - Spojrzał na nią drwiąco. - Mam nadzieję, że nie stanie się to pani zwyczajem. Sprawdź przyspieszyło rytm. Nigdy nie przypuszczała, Ŝe ciało męŜczyzny moŜe być tak piękne, tak proporcjonalne i tak bardzo podniecające. Zawsze przypuszczała, Ŝe jest dobrze zbudowany, ale teraz, gdy nagi stał przed nią, poczuła wzdłuŜ pleców dreszcz rozkoszy. Chciała wyciągnąć rękę i dotknąć go, przeczesać dłonią jego owłosioną pierś, ramiona, i wzrok jej powędrował niŜej, tam gdzie juŜ dotykała, co zatamowało jej oddech ze zdziwienia, jak to moŜliwe...? Zamrugała powiekami, gdy zobaczyła, jak on sięga do szafki nocnej, otwiera szufladę i wyciąga z niej paczkę kondomów. Uniósł głowę i znów ich oczy spotkały się. Sposób, w jaki na nią patrzył, budził w niej myśli coraz bardziej erotyczne. Wsparł się na łokciu i wpatrywał się w nią. Zamiast zaŜenowania, Ŝe ona, Alli, nie ma na sobie nawet śladu jakiegoś łaszka, obserwowała z napięciem, zastanawiała