Musi być sposób, by przechytrzyć wariatkę... Udać, że się załamała, że porywaczka wygrała? Może wtedy popełni błąd. Tak myślisz? Liczysz, że kobieta, która poświęciła dwanaście lat na planowanie tego, popełni tak karygodny błąd? Nie. Wymyśl coś pewniejszego. O1ivio, możesz liczyć tylko na siebie. Musi ją pokonać. W rozgrywce psychologicznej. I to szybko. Boże drogi, czas ucieka. Już wkrótce łódź zacznie tonąć. Czyż nie taki był plan? Matko Boska! O1ivia nie wyobrażała sobie gorszej śmierci niż ta, która ją czeka; podczas prób wydostania się, w potokach zimnej wody, której jest coraz więcej i więcej, a ona kurczowo chwyta ostatnie hausty powietrza... Z bijącym szaleńczo sercem, zlana lodowatym potem, gorączkowo szukała wyjścia z pułapki. Przestań. Uspokój się. Nie panikuj. Właśnie tego chce, właśnie na to liczy. Oddychaj głęboko, policz do dziesięciu i myśl logicznie. Nad jej głową psychopatka coś przestawiała, uruchamiała swój plan. Olivia musi się spieszyć! Odetchnęła głęboko, zdusiła strach i usiłowała się opanować. Wiedziała, że morderczyni chce, by kamera zarejestrowała jej rozpacz, by Bentz był świadkiem rozpaczliwej walki o życie. Celem porywaczki jest nękanie Bentza: najpierw duchem Jennifer, teraz – powolną, bolesną śmiercią Olivii. http://www.in-vitro.com.pl Nad kontuarem zawieszono ozdóbki z lat sześćdziesiątych. – Jak tam sprawa Springer? – zapytał. – Wiesz, że nie mogę z tobą o tym rozmawiać. – Hayes sączył manhattana, Bentz ignorował swoje piwo bezalkoholowe. – Ale... Nic. Żadnych tropów. – Zbył temat machnięciem reki. – Więc myślisz, że Jennifer nadal żyje? Nęka cię? I skoczyła z molo w Santa Monica. – Nie wiem, czy to była Jennifer, nie sądzę, ale nie mam pewności. Nie będę jej miał do ekshumacji. Zajmę się tym. – Jak chcesz. – Hayes był ciągle spięty, miał marsa na czole, wykrzywiał usta. – Broń ci się zmoczyła? – Nie miałem przy sobie. Została w samochodzie. Ale komórka mi zdechła. Bentz dziękował losowi, że pistolet i fotografie zostały w wozie, bezpieczne i suche. Nawet laska się uratowała, choć nie można tego powiedzieć o marynarce i butach –
jego miejsce. Zanim zginie kolejna Bogu ducha winna kobieta. Montoya nie wierzył własnym oczom. Wpatrywał się w ekran komputera i wyszeptał cicho: – Mamy cię. – Kogo? – zainteresował się Brinkman. Sprawdź – Może wnieść o to jako członek rodziny – zauważył Jonas Hayes i dolał sobie kawy. Znajdowali się na posterunku w pokoju rekreacyjnym. Nie pojmował, dlaczego właściwie broni człowieka, który w środku nocy ściągnął go aż do Santa Monica, żeby załatwił sprawy z miejscowymi funkcjonariuszami. – Były członek rodziny – poprawił Bledsoe, co rozdrażniło Hayesa jeszcze bardziej. Hayes zawsze uważał, że Bentzowi niesłusznie się oberwało, gdy obwiniano go o nierozwiązanie morderstwa sióstr Caldwell i postrzelenie dzieciaka. Fakt, stawiał się, ale te pomyłki nie oznaczały, że miał się stać kozłem ofiarnym i oberwać za wszystko, co dwanaście lat było nie tak w wydziale zabójstw. Hayes wbił wzrok w gęstą kawę w kubku. – Jeśli się okaże, że w grobie jest nie jego eks.. – Ale to jest ona, na miłość boską! Dlaczego, do cholery, bawisz się w adwokata diabła? – Bledsoe poniósł głowę znad stolika, na którym leżała gazeta „LA Times”, i spojrzał na dzbanek w ręku Hayesa.