bananowym. I Danny’emu nie wolno było go tknąć, dopóki Becky mu nie pozwoliła. To było

wszetecznicą babilońską! – Jeśli mówi ojciec o Lidii Jewgieniewnie Borejko – spokojnie odpowiedział Donat Sawwicz – to ona nie jest żadną wszetecznicą, postawiono jej inną diagnozę: patologiczna quasinimfomania z obsesyjnym natręctwem i deficytem libidoidalnym. Innymi słowy, jest jedną z tych zawołanych kokietek, które mącą mężczyznom w głowach, ale do swojego ciała w żadnym razie ich nie dopuszczają. – Była umowa! – ryknął ogłuszająco Witalis. – Od moich mnichów ma się trzymać z daleka! Niech na przyjezdnych ćwiczy! Była umowa czy nie? – Była – przyznał doktor. – Ale może ten cały Jonasz sam się wobec niej nie po mnisiemu zachował? – Brat Jonasz to prosta, szczera dusza. Ja go spowiadam, wszystkie jego nieskomplikowane grzechy znam na wylot! Korowin zmrużył oczy. – Prosta dusza, mówi ojciec? A ja w sypialni Lidii Jewgieniewny paczuszkę kokainy znalazłem, do tego dwie puste, ze śladami proszku. Wie ojciec, kto jej to paskudztwo z lądu przywiózł? Ukochany ojca król mórz! – Łgarstwo!!! Ten, kto to panu powiedział, to oszczerca i łgarz! – Sama pani Lidia mi się przyznała. – Doktor machnął ręką w stronę jeziora. – A ojca zagubiona owieczka, prosta dusza, wala się teraz pijana w trupa przy starej latarni. Może ojciec się tam udać i samemu się przekonać. Tak więc pani Borejko nie jest winna temu, że http://www.klinikaonline.pl/media/ zesłany naszemu założycielowi, świętemu sprawiedliwemu Wasiliskowi. Tylko pamiętaj – nikomu o tym ani słowa. Umowa stoi? Pani Lisicyna tylko kiwnęła głową, bo przez te wszystkie straszne przejścia dar mowy jeszcze jej nie wrócił. – A co to za młodzieniaszek? – Igumen oparł się na kosturze i pochylił nad leżącym. Odpowiedzieć nie zdążyła. Alosza uniósł się gwałtownie i wbił pustelnikowi pilnik w sam środek piersi. Wyrwał i znów uderzył. Izrael zwalił się na swojego zabójcę. Poszurał rękoma po ziemi, ale ani wstać, ani nawet unieść głowy już nie mógł. Tylko kilka chwil trzeba było Lentoczkinowi, żeby zrzucić z siebie kościste ciało starca i zerwać się na nogi, ale i tego starczyło, żeby Polina Andriejewna oderwała się od ściany, wybiegła na środek pieczary, wyrwała z sakwojaża rewolwer i zsunęła z niego śliski jedwab.

– Jak leci? – zapytała. – To miało być moje pytanie. – Sytuacja Danny’ego poprawia się – odparła. – Mnóstwo ludzi zaproponowało pomoc. Nie żeby pochwalali jego czyn, ale Henry Hawkins alias Richard Mann alias Dave Duncan przechytrzył całe miasto, łącznie z władzami szkolnymi. Po tym wszystkim łatwiej jest zrozumieć, jaki mógł mieć wpływ na jedno zagubione dziecko. Sprawdź – Musimy lecieć – powiedziała cicho Rainie. Luke westchnął, skinął powoli głową i wyprostował się. Był gotów. Zajął miejsce przy prawym boku Danny’ego. Wziął chłopca pod rękę. Rainie zrobiła to samo z lewej strony. Po odliczeniu do trzech, trzymając kulącego się więźnia między sobą, rzucili się biegiem w stronę wozu patrolowego. Po ciszy panującej w budynku, hałas na szkolnym boisku ogłuszył Rainie jak niespodziewany cios. Wrzaski reporterów na widok policjantów wyprowadzających zamaskowaną osobę. Krzyki sanitariuszy. Płacz dzieci w ramionach rodziców. Rozpaczliwy lament jakiejś klęczącej na ziemi kobiety. Rainie i Luke całą uwagę skoncentrowali na drodze do wozu patrolowego. Inni funkcjonariusze już biegli im na pomoc. – Ruszać się! – ktoś krzyczał. Rainie pomyślała, że to niedorzeczne. Przecież wszyscy ruszali się tak szybko, jak tylko