Nic nie odpowiedział. Milczeli przez chwilę, w końcu Santos odkaszlnął:

- Raczej zamieciona pod dywan. Chodzi ci wyłącznie o to, żeby postawić na swoim. Nadal potrzebujesz dziedzica, żeby nie dopuścić do spadku potomstwa Rose, i nadal jesteś tym samym Lucienem Balfourem, który twierdził, że miłość to tylko społecznie akceptowany synonim żądzy. - Jestem głupi - przyznał. - Jestem idiotą, który próbował uczynić cię szczęśliwą. Na litość boską, odkąd cię spotkałem, nie rozpoznaję się w lustrze! Rozwiązuję problemy innych ludzi... i coraz bardziej mi się to podoba! - Ja nie... - Jeszcze nie skończyłem. Rzuciłem nawet cygara, bo wiedziałem, że nie pochwalasz palenia. Zmieniłaś mnie. Uczyniłaś innym człowiekiem. Lubię go bardziej niż dawnego siebie. A teraz cię pytam, Alexandro, czy nie wymagasz za dużo? - O nic cię nie prosiłam. Nie oczekuj, że zgodzę się na coś, czego nigdy nie chciałam. - Chciałaś. Nadal chcesz. Po prostu jesteś zbyt uparta, żeby to przyznać. - Oddychał ciężko i przeszywał ją wzrokiem, tak jak ona jego. - Teraz twoja kolej, żeby trochę ustąpić. Będę na górze. 20 - Nie byłam w błędzie! - Alexandra chodziła w tę i z powrotem po małym gabinecie. - Nie miał prawa robić tego, co zrobił! - Lex, nic nie mówiłam. Kłócisz się sama ze sobą, co tobie może pomóc, ale mnie przyprawia o ból głowy. http://www.konstrukcjestalowe.edu.pl/media/ Błogi spokój prysł nagle, gdy do pokoju wtargnęła z impetem Gloria. - Niedobrze mi się robi, gdy o tobie myślę! Jak mogłaś tak postąpić? Hope spojrzała na córkę oniemiała. Nigdy jeszcze taką jej nie widziała. Te pałające oczy, oczy z nocnych koszmarów... Serce podeszło jej do gardła. Ciemności sposobią się do następnego starcia. Tym razem chcą posłużyć się Glorią. Splotła dłonie na podołku, żeby powstrzymać ich drżenie. - Glorio Aleksandro... - zaczęła cierpko, starając się ukryć narastającą panikę - Wiesz przecież, że nie znoszę, by ktokolwiek przerywał mi wieczorne czytanie Pisma. Pod żadnym pozorem. Gloria prychnęła z niedowierzaniem. - Czytanie Pisma! Pomyśleć, jaka dobra z ciebie chrześcijanka! Świecisz przykładem, co? Przykładem miłosierdzia! W każdym razie bardzo chcesz, żeby ludzie w to uwierzyli, prawda? A jednak się stało. Stało się coś strasznego. Hope zaczęło mocniej bić serce. Tego się obawiała - zbyt upojne było poczucie oswobodzenia się z grzechu, by mogło trwać długo. Opuściła wzrok na Biblię, otwartą na Psalmie XXIII: „Choćbym chodził ciemną doliną, Zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną...” Usiłowała skupić się na świętych słowach, szukała w nich ulgi i pokrzepienia. Po chwili zamknęła Biblię, po czym ponownie splotła dłonie na brzuchu. - Co to ma znaczyć, Glorio? Coś cię gnębi?

- Powiedziałem jej, że ma cuchnący oddech i kurzajki. I obwisłe piersi. - Tym razem skutecznie udało mu się odwrócić jej uwagę od niedawnych przykrości. - Cuchnący... Co panu strzeliło do głowy? - Pani nie chce rozmawiać o Virgilu Rettingu, a ja nie zamierzam tłumaczyć, dlaczego tak potraktowałem pannę Beckett. - Nie musi pan wiedzieć wszystkiego. Sprawdź - Tam. Koło bramy, po prawej. Ten w czarnej koszulce i okularach przeciwsłonecznych. - Jesteś pewna? Nie widzę jego twarzy. - To na pewno on. Poznałabym go wszędzie. Boże, co mam teraz zrobić? - Wciągnęła przyjaciółkę z powrotem do szkoły. - Nie mogę oddychać. Chyba zemdleję. - Uspokój się. Zaraz ktoś cię usłyszy. - Liz rozejrzała się niepewnie. - Jeśli nie chcesz, to nie wychodź na razie. Skoro się boisz... - Nie, nie boję się, tylko... - Glorii kręciło się w głowie ze szczęścia. - Jezu, przyszedł. Może czuje to samo, co ja. Tak jak mówiłaś, los dał mi szansę. - No to zbierz się i wyjdź do niego. - Ty chodź ze mną. Przedstawię ci go. Chcę, żebyś go poznała. - Nie, lepiej nie. - Liz wyrwała się przyjaciółce. - Boję się chłopaków. Nigdy nie wiem, co powiedzieć, czuję się głupio w ich towarzystwie. Wydaje mi się, że jestem taka brzydka. - Wcale nie jesteś brzydka, jesteś... - Idź - przynagliła Liz. - Pospiesz się, bo nie będzie czekał wiecznie. - Jesteś kochana. - Gloria uśmiechnęła się i wybiegła przed szkołę na spotkanie przeznaczeniu. Spóźniła się.