wstał. – Wywary piję, kaszki nudne zajadam, tym żyję.

policmajstra, tylko kalibru 38, i została wystrzelona z rewolweru systemu colt, co sprawdziłam w podręczniku balistyki. Po zabójstwie przestępca wypalił z broni ofiary w powietrze i włożył smitha-wessona w rękę pułkownika, imitując samobójstwo. Teraz wracam do naszych przyjaciół, których drań nie zabił, tylko doprowadził do utraty zmysłów, co jest bodaj jeszcze straszniejsze. Gdybyś, Ojcze, widział, w jaką karykaturę człowieka przeobraził się tak chętnie karykaturujący innych Alosza! Jak mało rozumu zostało w przemądrym panu Matwieju! Grzech tak mówić, ale mnie na pewno lżej by było widzieć ich martwymi... Najobrzydliwsze jest w pseudo-Wasilisku to, że nie zadowolił się swoim okrutnym czynem i nie zostawił nieszczęsnych szaleńców w spokoju. Z mętnych słów Aloszy Lentoczkina można wywnioskować, że „widmo” nadal mu się objawia. Co zaś do Berdyczowskiego, to sama byłam świadkiem, a nawet ofiarą, kolejnej zbrodniczej próby zadeptania ostatniej iskierki rozumu, tlącej się wciąż w duszy pana Matwieja. Wczoraj w nocy widziałam Czarnego Mnicha na własne oczy. Ach, jakie to było straszne! Pojawił się oczywiście nie po to, żeby straszyć mnie – chodziło mu o Berdyczowskiego. Ogłuszywszy mnie ciosem w głowę (znać wprawę), przestępca ukrył się nierozpoznany. Jednak właśnie to starcie przywróciło mi rozum i zaczęłam szukać nie diabła, tylko człowieka, chociaż nie tak bardzo http://www.magazynsplendor.pl/media/ Rzucił kluczyki w trawę. Skoczył do przodu i wyrwał zaskoczonemu policjantowi broń. Oczy mężczyzny pobielały ze strachu. Zaczął coś bełkotać, ale Danny nie czekał, żeby go wysłuchać. Mgła podniosła się. Nie miał już wątpliwości. Biegł. Prosto do wąwozu. Przedzierał się przez zarośla. Słyszał wołania policjantów i ojca. – Czekaj, czekaj, próbujemy ci pomóc. – Synu, proszę... Danny przyspieszył. Miał teraz broń i dokładnie wiedział, co z nią zrobi. Przecież nie był głupi. Tuż po siedemnastej trzydzieści dyrektor Steven Vander Zanden wjechał na zaokrąglony podjazd przed swoim domem. Abigail siedziała obok męża, trzymając go za rękę. Od strzelaniny wyraźnie czuła potrzebę fizycznej bliskości. Częściej gładziła go po policzku, przytulała się podczas snu.

– Nie – odpowiedział blondyn i znowu wcale się nie obraził. – Jestem teraz zupełnie zdrów. Ale wcześniej rzeczywiście leczyłem się u Donata Sawwicza. On i teraz mną się opiekuje. Pomaga, doradza, na przykład kieruje moimi lekturami. Ja przecież jestem strasznie niewykształcony, nigdzie i niczego porządnie się nie uczyłem. Wyglądało na to, że nastręcza się dogodna możliwość zebrania dodatkowych danych o kolczastym doktorze. Od razu było widać, że ten mente captus4 niczego ukrywać nie będzie – Sprawdź kawy, których trzeba by pilnować. – Ale trzymacie w biurze dowody. – W specjalnym sejfie na zapleczu. Teraz jest sejf. Bardzo solidny, trudno byłoby go rozpruć. Ale czternaście lat temu mieli tylko zwykłą szafkę. Otworzyłam ją szpilką do włosów. I zabrałam strzelbę matki z powrotem do domu. Quincy westchnął, potarł nos. Wiedział, jak dalej potoczyły się wydarzenia. – Zjawił się Lucas. – Podszedł do drzwi werandy, zanim mnie zobaczył. I wtedy... uśmiechnął się, jakby zapowiadała się jeszcze lepsza zabawa, niż oczekiwał. Otworzył. Strzeliłam mu w pierś z bliskiej odległości. I wiesz co? Umarł z tym samym cholernym uśmiechem na twarzy. – Dlaczego nie wezwałaś policji, Rainie? Mogłaś powiedzieć, że się broniłaś. – Byłam dzieciakiem. Nie znałam kodeksu karnego. Słuchałam tylko swojego serca, a ono mówiło mi, że to nie była samoobrona. Ten drań skrzywdził mnie. Odebrał mi matkę. I