- Na przejażdżkę. Potrzebuję trochę ruchu. Przez ten deszcz

- Zdaje się, że zmierzał w kierunku Abbots Candover - odparła Oriana z niewinną minką. Markiz zmarszczył nagle brwi, po czym wzruszył ra¬mionami. - Niezbyt ciekawa przechadzka - podsumował. - Znam brata i śmiem twierdzić, że z pewnością znajdzie coś interesującego - rzekła Oriana. Clemency wyszła z domu pani Stoneham tuż przed szóstą. - Tym razem nie czeka na mnie powóz - zaśmiała się i ucałowała kuzynkę na pożegnanie. - Wcale mi się to nie podoba - powiedziała pani Stone¬ham. - I nie chodzi o brak powozu, lecz o to, że podajesz się za guwernantkę i niepotrzebnie narażasz na niebez¬pieczeństwo. Może robię z igły widły, ale niepokoi mnie ten pan Baverstock. - Nie dbam o niego - odparła Clemency. - Nie sądzę też, by chciał znieważyć gospodarza, nastając na cześć guwer¬nantki jego siostry! - Mam nadzieję, że się nie mylisz - westchnęła pani Stoneham, nie w pełni przekonana. - Będę zajmowała się Pongiem. Pongo był młodym dogiem o miłym usposobieniu, który zachowywał się równie niezdarnie, co hałaśliwie. - Czy to coś pomoże? - Nie wiem, może i nie - zaśmiała się dziewczyna. - Ale to najbardziej szalone zwierzę, jakie znam. Uwielbia kłaść ludziom łapy na ramionach i lizać po twarzy. To z pewnością ostudzi zapały pana Baverstocka! Pani Stoneham pozwoliła sobie na lekki uśmiech, lecz dodała: - Clemency, jeśli okaże się, że masz jakikolwiek kłopot z tym człowiekiem, nie zawaham się porozmawiać o tym z lady Heleną - stwierdziła groźnie. Pozbywszy się pana Jamesona, czuła się odpowiedzialna za los swojej młodej, niedoświadczonej krewnej. - Nie martw się, kuzynko Anne. Jestem pewna, że chodzi jedynie o niewinne umizgi. Gdy Clemency wychodziła ze wsi, było jeszcze ciepło, późne popołudniowe słońce rzucało na drogę długie cienie. Nad żywopłotem krążyły motyle, a między krzakami głogu przelatywały zięby. Dziewczyna wróciła myślami do osoby markiza. Próbowała wyobrazić sobie, co mogłoby się wydarzyć, gdyby spotkała go wtedy na Russell Square. Miałaby wówczas na sobie krzykliwą, różową suknię z jedwabiu i zapewne spaliłaby się ze wstydu, widząc gorliwość, z jaką matka pragnie mu zaimponować. Prawdopodobnie nie potrafiłaby też powie¬dzieć nic rozsądnego, co więcej, doznałaby szoku, rozpo¬znając w markizie mężczyznę sprzed domku Biddy. Tak czy owak, Clemency nie potrafiła sobie wyobrazić szczęśliwego zakończenia takiego spotkania. Wątpiła, by pokaz rodzinnej zamożności czy ostentacyjne hołdy dla jego tytułu zaimponowały Storringtonowi, a już z pewnością nie miałby okazji poznać jej prawdziwego oblicza. http://www.makerzone.pl rzeczywistość była zupełnie inna. Na jej policzkach wystąpiły bowiem zachęcające rumieńce, a oczy błyszczały zalotnie. Wyglądała jak uosobienie lata. Scott westchnął i ostrożnie odstawił pustą szklankę na półkę z książkami. - Tak. - W jego głosie słychać było zniecierpliwienie. Był zły sam na siebie, ale ona nie musiała o tym wiedzieć. - Co się stało? Willow straciła werwę. - Rozmawiałam z Lizzie - poinformowała go. - Nie wiem dlaczego, ale powiedziała mi, że chciałaby poznać mojego synka. - Lizzie powoli zmienia swój stosunek do pani, prawda?

Nieświadoma burzy, jaka już wkrótce miała się rozpętać nad jej głową, Clemency spędziła miłe, ciche popołudnie. Sprawdziła kilka prac, choć brakowało jednego z zeszytów Arabelli, przygotowała poniedziałkową lekcję francuskiego i zastanawiała się, czy nie zacząć przerabiać z dziewczętami romantycznej prozy Cowpera. Dianie z pewnością spodoba się jego tęskna melancholia, nie była jednak pewna reakcji Arabelli. Usiadła potem do lektury Prostej opowieści autorstwa pani Inchbald, starając się zrozumieć rozterki i cierpienia niejakiej panny Milner. Po pewnym czasie zdziwiło ją ogromnie, że główna bohaterka ciągle rzuca się na kolana przed swoim opiekunem i uznała ten zwyczaj za wielce irytujący. Nie mogła powstrzymać się od myśli, że panna, zamiast stawów, winna częściej gimnastykować swój umysł. Zdegustowana odłożyła książkę i poszła się przebrać do kolacji w suknię z czarnego jedwabiu. Dowiedziała się już, że panny Fabian i Baverstock uważają jej ubiór za zbyt dobrze skrojony, a stanik nadmiernie wycięty, i nie mogła powstrzymać uśmiechu na myśl, co powiedziałyby na widok jej pozostałych strojów - na przykład błękitnej toalety ze stanikiem ozdobionym tiulem. Dziewczyna westchnęła. Udawanie guwernantki ma swój urok, ale czasem tęskniła za odrobiną luksusu. Rozmowa przy kolacji była ożywiona, a Mark i Oriana nadstawiali ucha, przysłuchując się opowieściom innych. Goście opowiadali, jak dobrze bawili się na jarmarku, i Mark wyraził żal, że go tam nie było. Nic nie szkodzi, może w przyszłym roku? Tylko Arabella pozostała milcząca. - Arabello, czy coś się stało? - spytała Clemency z troską. - Jestem trochę znużona - odparła dziewczyna ze słabym uśmiechem. - Było tak gorąco. - Zerknęła ukradkiem na Marka, który rzucił siostrze triumfalne spojrzenie. Sprawdź - Idę do szkoły, Mark. Mark uniósł wzrok znad listy nazwisk, którą dała mu Nita Windcroft. Od ostatniej rozmowy stosunki między nim i Alli jeszcze bardziej się pogorszyły. W drodze powrotnej z farmy zamienili chyba nie więcej niŜ dwa słowa. Wyglądał przez okno. Było juŜ prawie ciemno i zrobiło mu się przykro na myśl o tym, Ŝe będzie sama szła do domu. Przypomniał mu się jej wypadek samochodowy i wyjął z kieszeni dŜinsów kluczyki. - Weź moje auto - powiedział. Alli spojrzała na niego, po czym spytała ze zdziwieniem: - Dlaczego? - Dlatego Ŝe jest w znacznie lepszym stanie niŜ twój samochodzik, bo na ogół jeŜdŜę pick-upem. Alli zmarszczyła czoło. Jasne, do cholery, Ŝe jego wóz jest w lepszym stanie. Jej ma