– Czyli goniłeś ją z bronią.

terminal. – Dlaczego spotkamy się na posterunku? Myślałam, że będziesz na lotnisku. – Też tak myślałem, ale musiałem złożyć zeznania. Dokończyć niedokończone sprawy. – O Boże, znowu ktoś zginął – jęknęła. Wiedziała, że to prawda. Zatrzymała się w pół kroku. Mało brakowało, a kobieta z wózkiem wpadłaby na nią. – Przepraszam – mruknęła, odsunęła się, zniknęła za rogiem, za sklepem z koszulkami. – Mam rację? – O1ivia czuła każde uderzenie serca. – Zginął ktoś jeszcze? – Tak mi się wydaje. Kobieta, która podszywała się pod Jennifer. – Wydawał się zmęczony i podłamany. – To długa historia, w każdym razie widziałem, jak skoczyła z punktu obserwacyjnego do oceanu, dobre piętnaście-dwadzieścia metrów. – Skoczyła? – Uciekała przede mną. – O Boże – szepnęła. Nagle kakofonia lotniska stała się szumem morza, ludzie zniknęli, gdy oczyma wyobraźni widziała, jak nieznajoma wybiera śmierć w morskich odmętach. – Kilka godzin później Straż Przybrzeżna wyłowiła zwłoki. O1ivia oparła się o ścianę i na moment zamknęła oczy. – Więc ona nie żyje? Ta, która cię prowokowała? – Nie wierzyła własnym uszom. – Tak mi się wydaje. Mam zidentyfikować zwłoki w kostnicy. Zakrawa to na żart. Przecież rozmawiałem z nią tylko raz. Nie wiem nawet, jak naprawdę się nazywa. – Rozmawiałeś z nią? Poważnie? http://www.makerzone.pl/media/ przy barierce. W końcu! Wreszcie stanie z nią twarzą w twarz! Ona jednak oparła się mocno o barierkę. Co to ma znaczyć? Bez chwili wahania wspięła się na poręcz, przeszła na drugą stronę barierki. Boże drogi, nie, nie skoczy. A może? To przecież Jennifer. Kochana, szalona Jennifer. – Nie! – krzyknął. Przez chwilę balansowała na wąskim obramowaniu. Odwróciła się i Bentz chłonął wzrokiem jej piękną twarz. Patrzyła mu prosto w oczy. A potem mierzyła wzrokiem czarną wodę, szacowała odległość i głębokość. Boże, ona naprawdę skoczy! – Nie! Jennifer! – krzyknął. Przed chwilą jeszcze tam stała, spowita mgłą. A potem zniknęła. Jakby naprawdę skoczyła. – Nie, Jen! – Puścił się biegiem, strach dodawał mu sił. – Boże! Co tu się dzieje, do

Świętych. – Powiedział, że musi to załatwić. Dostawał szału odsunięty od pracy. – Ale dlaczego akurat Los Angeies? – Sama go zapytaj. – Zrobiłam to, a on mnie spławił. Kristi zaczęła wpadać w panikę. Coś jest nie tak, i to bardzo, bardzo nie tak. Od wypadku Sprawdź domyślam, jest jej komórka. Idzie do przodu, a ja widzę komórkę w kieszeni torebki. Zdejmuję czapkę, odkładam ją na tylne siedzenie, a przy okazji wyłączam jej telefon i ponownie wsuwam go do torebki. O1ivia tymczasem już wsiadła do samochodu. – Doskonale. Nie boi się, nie ma w niej wahania, a mnie ogarnia błogość. Tak długo czekałam na tę chwilę... Ale nie czas na dumę. Jeszcze nie. Mam niewiele czasu, więc szybkim krokiem idę do drzwiczek od strony kierowcy. Im szybciej oddalę się z lotniska, na którym aż się roi od kamer przemysłowych i niedoszłych policjantów, tym lepiej. Nie mogę teraz tego zepsuć, nie teraz, kiedy jestem już blisko, tak cholernie blisko. – Daleko do Parker Center? – pyta, zapinając pas bezpieczeństwa. Siadam za kierownicą. – Nie. – Uśmiecham się ciepło. – Godzina szczytu już za nami, więc nie powinno być problemów. Najwyżej pół godziny. – Fajnie.