- Nieważne. Czy macie go? - krzyknęła do słuchawki.

- Nie ma za co, milordzie. Po wyjściu doradcy znowu wyjrzał na ogród. Zanim pogrążył się w marzeniach o Alexandrze, przez uchylone drzwi do gabinetu wpadła biała kulka futra. - Dzień dobry, Szekspirze. - Podrapał teriera za uchem. - Szekspir! Wysoka, smukła postać zatrzymała się w pół kroku. - Dzień dobry, panno Gallant. - Dzień dobry, milordzie. Przepraszam, to się więcej nie powtórzy. Uciekł mi, kiedy otworzyłam drzwi swojego pokoju. - Po prostu nie lubi być zamknięty przez cały dzień. Niech mu pani pozwoli biegać po całym domu. Jest lepiej wychowany niż moje krewne. Podeszła bliżej. - Dziękuję za wspaniałomyślność, ale obawiam się, że pani Delacroix za nim nie przepada. - To kolejny powód, żeby go wypuścić z pokoju. Uśmiechnęła się lekko. - Powinnam pana skarcić za mówienie takich rzeczy, ale puszczę je mimo uszu, skoro chodzi o szczęście Szekspira. Przyjrzał się jej badawczo. - Powinna się pani częściej uśmiechać, Alexandro. http://www.maszynydobudowydrog.com.pl - Tak jest! - zawołała za nim. - Wracaj do tej swojej starej dziwki! Zapytaj ją, kim jestem, a potem niech ci powie, czy ktoś taki, jak ty, mógłby zadawać się z Glorią! Odwrócił się gwałtownie. - Powtórz, coś powiedziała! - Co mianowicie? - zaśmiała się. - Że Lily jest starą dziwką? Czy że nie jesteś dość dobry dla Glorii? Doskonale wiesz, że nie. Jesteś tak samo nędzny, jak dziwka, z którą mieszkasz. Zacisnął pięści. Mógłby ją teraz zabić gołymi rękami. Nigdy w życiu do nikogo nie czuł takiej nienawiści, jak w tej chwili do tej kobiety. Dopiero teraz zrozumiał, do jakich ostateczności może posunąć się człowiek powodowany wściekłością. Podszedł do Hope, stanął na wprost niej. - O mnie możesz mówić, co ci się podoba – wycedził cicho - ale Lily zostaw w spokoju, bo pożałujesz. ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY CZWARTY Gloria czekała przy szkolnej szafce, którą dzieliła z Liz. Po raz trzeci spojrzała na zegarek. Dwadzieścia po dwunastej. Gdzie się podziewa Liz? Czekała na przyjaciółkę po drugiej lekcji, po trzeciej... Prawda, przerwy trwały krótko i bywało, że Liz nie miała czasu na chwilę rozmowy, szczególnie jeśli któraś z nauczycielek dawała jej jakieś polecenia, co zdarzało się dosyć często. Ale żeby nie pojawiła się w porze lunchu? Gloria rozejrzała się niespokojnie po korytarzu. To niepodobne do Liz, zazwyczaj punktualnej aż do przesady. Zwykle to ona się spóźniała. Co się stało? Obok przeszła dziewczyna, z którą Liz chodziła na trzecią lekcję. Gloria pobiegła za nią. - Widziałaś Liz? - rzuciła niespokojnie. - Liz Sweeney? - Kiedy Gloria przytaknęła, tamta pokręciła głową. - Nie, nie widziałam. Nie było jej w klasie.

- Chcę, żeby ta kobieta opuściła Balfour House. - I tak wyjeżdża. - Niech tu nigdy nie wraca. Lady Welkins i ja wiemy o Alexandrze Gallant dość, żeby nigdy więcej nie znalazła pracy. Nigdzie. Pragnienie, żeby udusić ciotkę, stawało się coraz silniejsze. - A jak już pozbędziesz się panny Gallant? Podejrzewam, że masz jakiś plan. Sprawdź — Moje wykształcenie, proszę pana, być może, wcale nie jest takie, jak pan sobie wyobraża — powiedziałam. — Znam trochę francuski, trochę niemiecki, muzykę, rysunki… — Cicho, sza! — zawołał. — To nie ma najmniejszego znaczenia. Chodzi o to, czy ma pani obejście i ułożenie prawdziwej damy, czy też nie? Jasne jak na dłoni! Jeżeli nie, to znaczy, że nie jest pani odpowiednią wychowawczynią dla dziecka, które być może pewnego dnia odegra poważną rolę w historii kraju. Ale jeśli jest pani damą, jak może szanujący się człowiek wymagać, aby pani przyjęła cokolwiek poniżej setki. U mnie dostanie pani na początek 100 funtów rocznie. Może pan sobie wyobrazić, panie Holmes, że mnie, pozbawionej wszelkich środków do życia, oferta ta wydała się zbyt piękna, aby mogła być prawdziwa. Jegomość ów jednak, widząc prawdopodobnie niedowierzanie na mojej twarzy, otworzył portfel i wyjął banknot. — Zgodnie z moim zwyczajem — rzekł, uśmiechając się bardzo mile, podczas gdy oczy mu się zamieniły w dwie wąskie szpareczki, błyszczące wśród białych fałd twarzy — wypłacam młodym damom połowę uposażenia tytułem zaliczki, aby mogły pokryć wydatki związane z podróżą oraz garderobą. Pomyślałam sobie, że nigdy jeszcze dotąd nie spotkałam tak czarującego i troskliwego mężczyzny. Byłam zadłużona u mego kupca, toteż taka zaliczka stanowiła dla mnie wielkie udogodnienie. Mimo to wyczuwałam jednakże coś nienaturalnego w tej całej transakcji i pragnęłam przed ostatecznym zaangażowaniem się otrzymać trochę informacji.. — Czy mogę wiedzieć, gdzie pan mieszka? — W Hampshire. W uroczej wiejskiej posiadłości Copper Beeches, oddalonej o 5 mil od Winchester. To prześliczna okolica, miła panienko, i przemiły stary dwór. — A moje obowiązki, proszę pana? Chciałabym wiedzieć, na czym będą polegały? — Mam jedno dziecko, sześcioletniego łobuziaka. Ach, gdyby pani wiedziała, jak on zabija trzewikami karaluchy! Bęc, bęc, bęc! I już trzy sztuki wykończone, zanim się zdąży mrugnąć okiem! — Odchylił się do tyłu na krześle i znów się roześmiał, aż mu oczy zupełnie znikły z twarzy. Byłam nieco zaskoczona sposobem zabawiania się tego dziecka, ale śmiech ojca wskazywał na to, że to mógł być żart. — A więc do obowiązków moich — spytałam — należy opieka nad jednym dzieckiem? — Nie, nie! Nie tylko, miła panieneczko! — wykrzyknął. — Do pani obowiązków będzie również należało, a własny pani rozsądek z pewnością to uzna za słuszne, wykonywanie pewnych drobnych poleceń mojej żony, z tym zastrzeżeniem, że to będą polecenia jak najbardziej stosowne dla młodej damy. Nie przewiduje pani chyba żadnych trudności? Co? — Będę uszczęśliwiona, mogąc być pożyteczna.