taneczne. Była powszechnie lubiana i cieszyła się

dumny ze swojej rodziny i z tego, jak sobie bez niego radzą. Lucy znalazła go na schodkach i usiadła obok, składając ręce na kolanach. – Zdaje się, że obie z Madison będziemy robić ten patchwork z kawałków, które przygotowała Daisy. Moja córka jest w takim wieku, że na przemian odpycha mnie od siebie, a potem znów przyciąga, aż w końcu sama nie mam pojęcia, jak się zachować. Przypuszczam, że trzeba ją po prostu kochać i pozwolić, by wszystko szło swoim trybem. Nastolatki są naprawdę niezwykłe – uśmiechnęła się melancholijnie. – Masz wspaniałe dzieci, Lucy. Zrobiłaś dobrą robotę. – Jak dotychczas. Wiele jeszcze przede mną. Trzymaj kciuki za ciąg dalszy. – Muszę porozmawiać z Barbarą Allen – oświadczył Sebastian. – Zajmie mi to jakieś pół godziny. – Chcesz mnie w ten sposób zapytać, czy dam sobie radę sama? Owszem. Sebastian wyciągnął nogi przed siebie. – Sam nie wiem. Gdy Daisy zostawiała mnie samego, bałem się, szczególnie podczas burzy. Grzmoty odbijały się echem od http://www.meble-drewniane.edu.pl/media/ nie dostrzegła. – Rob, co ja bym bez ciebie zrobiła? – zapytała z uśmiechem. – Zbankrutowałabyś – odrzekł bez wahania. Zaśmiała się z ulgą, zadowolona, że pocisk nie ciąży jej już w kieszeni. Te przypadki na pewno nie miały ze sobą żadnego związku. Przecież nie było nikogo, kto mógłby mieć jakikolwiek powód, by knuć spisek przeciwko niej. Zostawiła Roba nad komputerem i wyszła ze stodoły. – Zrobiłam lemoniadę! – zawołała Madison z werandy. Dziewczyna dopiero od kilku miesięcy pałała niechęcią do Vermontu. Wcześniej bardzo jej się tu podobało. Lucy weszła na werandę umeblowaną wiklinowymi sprzętami. Na stoliku stał

– Spokojnie – powiedział, widząc, że Lucy na jego widok aż podskoczyła. – Nie uznajesz pukania do drzwi? – wybuchła. – Pojawiłeś się jak duch! Nie mogę... ja... Nie chcę, żebyś tu był! – Słyszałem, jak krzyczałaś – powiedział. – Wołałem przy tylnych drzwiach , ale nie odpowiedziałaś, więc przyszedłem cię Sprawdź – Mam firmę, o którą muszę dbać. Mam dzieci, które muszę wychować. Poza mną nie mają nikogo innego. Nie zamierzam niepotrzebnie ryzykować, ale... Plato, wolałabym uniknąć wciągania w swoje życie bandy federalnych policjantów. Otoczył ją ramieniem. – Rozumiem. Posłuchaj, w przyszłym tygodniu muszę być we Frankfurcie... – Plato, przecież ja nie wymagam, żebyś rzucił wszystko i przyjechał mnie ratować. Chciałam tylko usłyszeć opinię eksperta. – Uśmiechnęła się blado. Potrząsnął głową. – Nie przyjechałaś tu po moją opinię. – Tylko dlatego, bo nie wiedziałam, że jesteś tutaj. Wolę