że nie mam nic przeciwko temu!

Gdy Gavin upewnił się, Ŝe skupia na sobie uwagę obecnych, przystąpił do rzeczy: - WciąŜ nie wiemy, kto strzelił do Melisy Mason - oznajmił wszystkim obecnym, choć było wiadomo, Ŝe skierował te słowa do Logana. On bowiem był z nią zaręczony, więc zamach na jej Ŝycie dotyczył go najbardziej. - Czy w dalszym ciągu trzymamy się teorii, Ŝe skoro Melisa jechała samochodem Logana, to snajper właśnie Loganowi chciał uniemoŜliwić spotkanie z Lucasem Dev-linem? - zapytał Connor. - Tak. Moim zdaniem zaleŜało komuś na tym, by nie doszło do zgody między Devlinem i Windcroftem - rzekł Gavin ponurym głosem. - Hmmm, ale komu by na tym zaleŜało? - zaczął Jake, jakby myśląc głośno - i jak to się ma do morderstwa Jonathana? - To właśnie musimy ustalić - powiedział Gavin z cięŜkim westchnieniem. Popatrzył na Marka. - Musisz porozmawiać z Nitą Windcroft i dowiedzieć się, czy jej zarzuty opierają się na faktach, czy teŜ opowiada głupoty, by wprowadzić zamęt w naszym środowisku. Ja jestem tu nowy, ale z tego, co mówicie, widać, Ŝe baba jest cholernie zawzięta i jeśli zobaczy, Ŝe nie traktujemy jej serio, moŜe sama zacząć działać. Wtedy biada nam! Bo podobno ma piekielny charakter i jest uparta jak osioł. - To prawda - powiedział Mark. - Pogadam z nią. Gavin spojrzał z kolei na Jakea. http://www.medycyna-i-zdrowie.info.pl/media/ - Możliwe - odparła kobieta po namyśle. - Jednak nie widzę powodu, abyś od razu podawała mu swój adres. Możesz poprosić, by pisał do ciebie na numer skrzynki pocztowej albo zamieścił następne ogłoszenie. Clemency zastanowiła się. Dziwne, ale zdała sobie sprawę, że mimo pojawienia się szans na pojednanie, nie jest pewna, czy tego właśnie chce. Jeśli pominąć obawy przed panem Baverstockiem, którego zabiegi, zdaje się, ustały, zaczynała jej się podobać nowa praca. Nigdy by o tym nie pomyślała, ale jako guwernantka zyskała wolność, której dotychczas nie doświadczyła. W Candover Court, gdzie nikt nie wiedział, kim jest, czuła się potrzebna i doceniana. Zapracowała sobie na to u Arabelli, pani Marlow, i, jak sądziła, nawet u markiza. Nauczyła się też, że guwernantka oprócz obowiązków ma również pewne prawa. W domu jej powinnością było składanie wizyt wraz z matką i odkurzanie w salonie francuskiej porcelany. Nie miała jednak żadnych praw. Wciąż musiała być do dyspozycji matki, nieprzerwanie na służbie, skazana na ciągłe kaprysy. W Candover Court zauważono jej wkład w edukację Arabelli, a nawet w zorganizowanie ostatniego pikniku. Nie wierzyła, by matka doceniła tak kiedyś jej pracę. - Wiesz co, kuzynko Anne, to dziwne, ale wydaje mi się, że nie mogłabym już wrócić do domu na dawnych warunkach - odparła w końcu Clemency. - Naturalnie nie chcę być do końca życia guwernantką, jednak doświadczyłam niezależ¬ności i chyba nie potrafiłabym już się bez tego obejść. Bessy miała rację, pomyślała pani Stoneham, patrząc z czułością na młodą kuzynkę. Ta przygoda dobrze jej zrobiła. Jest w niej nowa pewność siebie, w każdym słowie słychać zdecydowanie. Pani Stoneham byłaby wielce zaniepokojona wiedząc, jaką rolę w tej przemianie odgrywa markiz. Jednak zadowo¬liła się informacją, że pan Baverstock otrzymał należną nauczkę, i nie wnikała głębiej w szczegóły. - Moja droga, a może napisałabyś do pana Jamesona, że czujesz się dobrze i jesteś szczęśliwa, mieszkasz zaś za pół darmo u przyzwoitej rodziny. Lepiej negocjować z mocnej pozycji. - Zapewne mogłabym tak zrobić - westchnęła dziewczyna. - Nie zabrzmiało to zbyt entuzjastycznie - zauważyła kuzynka. Clemency westchnęła raz jeszcze. Co ma powiedzieć? Że nie ma już zastrzeżeń do proponowanego związku? Czy można oczekiwać, że markiz przełknie taką zniewagę? Naprawdę wierzy, że ten dumny mężczyzna raz jeszcze uda się na Russell Square? - Zastanowię się nad tym, kuzynko Anne - odparła po chwili. - W niedzielę będzie więcej czasu na omówienie tych spraw. Pukanie do drzwi ściągnęło z kuchni Bessy.

Obrzucił wzrokiem całą jej sylwetkę. Przebrała się w strój bardziej odpowiedni niŜ szlafrok. Miała na sobie krótką bluzę z czerwonego jedwabiu, która podkreślała barwę jej śniadej cery. Długie zgrabne nogi przyciągały wzrok, oczarowany pełną seksu kobiecością. - Nie sądziłem, Ŝe przyjdziesz - powiedział ochrypłym głosem, absolutnie przekonany, Ŝe w pokoju głośno jest od ich oddechów. Sprawdź namiętną kobietą, jaką znał, i sądził, Ŝe chętnie uprawia z nim seks. Rad był, Ŝe moŜe sprostać jej wymaganiom. Nagle pewna myśl przyszła mu do głowy. Co będzie, jeśli teraz doszła do wniosku, Ŝe uprawianie miłości z nim jej nie wystarcza? Co, jeśli teraz uzna, Ŝe skoro on nie związał się z nią, ona moŜe umawiać się do woli z innymi męŜczyznami? Zacisnął zęby. Wyobraził sobie, Ŝe ona jest w łóŜku z innym i Ŝe ten inny męŜczyzna bierze ją w ramiona... Mark zaczerpnął powietrza. Powinien mieć pewność, Ŝe skoro Alli mieszka z nim pod jednym dachem, pracuje w jego studiu, to on jest jedynym męŜczyzną, jakiego potrzebuje. Jedynym, którego pragnie. Rad z tej konkluzji objął ją delikatnie, by razem zapaść w sen. Alli powoli otworzyła oczy. Mark leŜał obok i wsparłszy się na łokciu, patrzył na nią, obserwował, jak śpi... albo czekał, kiedy się obudzi.