Z pewnością byłoby mądrzej z jego strony, gdyby uczynił tak ze starszym synem, ale Alexander był dziedzicem i należały mu się wszelkie przywileje.

sobie radzi z dziećmi... Naprawdę nie ma potrzeby, żebym zakłócała rodzinną uroczystość... - Moja szwagierka będzie zbyt zajęta, by opiekować się Lizzie, Amy i Mikeyem. Zaprosiła ponad czterdzieści osób. R S Zresztą, to właśnie ona nalegała, bym przyszedł z panią. Ma pani jeszcze jakieś pytania? - Nie! - W jej głowie kołatała tylko jedna myśl, a właściwie pytanie, które kobiety zadają sobie od wieków: w co ja się ubiorę? Nic z jej garderoby nie nadawało się na przyjęcie u Moffatów! - Aha, jeszcze jedna rzecz - przypomniał sobie Scott. - Camryn chce podarować dziewczynkom w prezencie nowe sukienki. Podobno ma wyjątkowo piękne rzeczy w swoim butiku. Czy mogłaby pani zawieźć tam jutro po południu Amy i Lizzie? Ja specjalnie wrócę wcześniej do domu, by zająć się w tym czasie Mikeyem. - Nie wołałby pan towarzyszyć dziewczynkom, a Mikeya zostawić ze mną? - Camryn powiedziała, że wybieranie sukienek to babska http://www.mifaucustomknives.pl - Co... co ma pan na myśli? - Mnie pani nie oszuka. Panna Baverstock ostrzegła mnie, że ostrzy pani sobie zęby na jej brata. Mark, planując dziś rano wcześniejszy wyjazd z Candover Court, z pewnoś¬cią przekonał śliczną pannę Stoneham, że będzie jej lepiej pod jego opieką. Co takiego pani obiecał? Paryż? Lożę w operze? Clemency słuchała jego przemowy z niedowierzaniem, lecz nagle gniew wziął górę nad wszystkim. - Czy pan naprawdę myśli, że uciekłabym z tym... z taką kreaturą? - wrzasnęła. - Pan chyba postradał zmysły. - Cicho! - Nic na świecie nie skłoniłoby mnie nawet do rozmowy z nim, chyba że zostałabym do tego zmuszona. W moich oczach zasługuje jedynie na pogardę! Lysander odstawił świeczkę na stół i splatając ręce na piersiach, oparł się o ścianę. - Co to ma znaczyć? Przemawia przez panią złość. Blada z przejęcia i wściekłości Clemency sięgnęła do kieszeni płaszcza i podała mu list Arabelli. - Proszę to przeczytać, milordzie - rzekła. - Zobaczy pan, że usiłuję tylko zapobiec zhańbieniu pańskiej siostry. Markiz zmarszczył brwi, wziął kartkę i przebiegł po niej wzrokiem. Arabella tego nie napisała, tego był pewien, więc kto to zrobił? To dość niezręczna podróbka. Jeśli chodzi o pannę Stoneham, miał dość mieszane uczucia. Nie potrafił ukryć olbrzymiej ulgi, jaką poczuł, słysząc z jej ust oskarżenia pod adresem Marka. Z drugiej strony dręczyła go myśl, że mimo to może udawać. - A więc wszystko staje się jasne - powiedział z wolna. - Tylko dla pana, milordzie - odparła ostro dziewczyna. - Ja nic z tego nie rozumiem! W każdym razie, stojąc tu, marnujemy czas. - Zerknęła na zegar na ścianie. - Jest już kwadrans po dziesiątej, proszę się pośpieszyć.

- Jeśli ma pani ochotę, panno Stoneham, może pani również ochłodzić się w wodzie. Mogłaby pani zdjąć te urocze jedwabne pończochy i zostawić je za krzakiem, tak jak Arabella i Diana. Proszę podać mi swoją szklankę. - Jest pan już trzecią osobą, która mi wypomina poń¬czochy z jedwabiu - zaśmiała się dziewczyna. - Czy kryje się w tym jakaś tajemnica? - Nie, oczywiście że nie. - W głowie dźwięczały mu jeszcze słowa Oriany. - Ojciec zawsze dawał mi pod choinkę jedwabne poń¬czochy - wyjaśniła. - Nigdy nie nosiłam innych. Chociaż po jego śmierci... - urwała, przywołując się do porządku. - Widzę, że najwyraźniej nie przystoją guwernantce. Nie pomyślałam o tym. Nastąpiła chwila ciszy, po czym Lysander ponaglił: - Chodźmy już, panno Stoneham, pobrodzimy razem w strumieniu. - Nachylił się, by rozwiązać buty. Clemency postawiła szklankę i udała się za krzaki. Sprawdź Pani Hastings pokręciła przecząco głową. W istocie od dłuższego czasu stało się to dla nich kością niezgody, bowiem matkę irytowało w najwyższym stopniu, że córka nie robi nic, by podtrzymać cenne znajomości z Milton Academy. Na przykład taka Agnes Cartwright, bogata panna z dobrego domu, z którą Clemency dzieliła pokój. Pani Hastings była pewna, iż osóbka z takim pochodzeniem musi być też czarująca, ale panna przemądrzalska zdecydowała, że Agnes się jej nie podoba. - Oszukuje w karty - powiedziała. Nawet jeśli to prawda, co z tego? Przecież pochodzi z wyższych sfer. Wszyscy wiedzą, że ach moralność mierzy się inną miarą. Z pewnością warto stracić trochę pieniędzy, a w zamian za to zostać zaproszonym do Cartwrightów!? Ale Clemency nawet się o to nie starała. - Czy pani mąż miał krewnych, do których mogłaby pojechać? - padło następne pytanie prawnika. - Nie znam nikogo z tamtej rodziny, chociaż chwileczkę... Był jeden taki starszy kuzyn, Robert. - Tak? - To pastor. - Czy panna Clemency mogła się u niego zatrzymać? - Umarł ponad rok temu, a wdowa po nim przepro¬wadziła się. - Rozumiem. Wie pani dokąd? Niestety, pani Hastings nie pamiętała. Nie była nawet pewna, gdzie mieszkał wielebny Robert Stoneham. - Czy lubił pani córkę? - Kiedy była mała, oboje ją rozpieszczali - odparła pani Hastings po zastanowieniu. - Nie mieli własnych dzieci, stąd to dziwaczne zachowanie. Ale Clemency nie widziała się z nimi od trzech czy czterech lat. Wątpię, żeby utrzymywała kontakty z panią Stoneham. W każdym razie nigdy o tym nie wspominała. Pan Jameson westchnął. To nikła szansa, jedyny ślad, jaki ma. Może poszukać w księgach kościelnych adresu pani Stoneham i spróbować dowiedzieć się czegoś więcej. Osobiś¬cie wątpił, aby coś z tego wynikło, ale skoro zamierzał policzyć sobie słono za swój czas, musiał solidnie przyłożyć się do zadania.