go na drewnianej podłodze albo na czarnym granitowym blacie. Chciał go

- A ja, że jest pani jego byłą żoną - skłamała Rainie. - A teraz proszę wybaczyć. Podałam nazwisko, pokazałam swój dokument, więc gdzie jest Quincy? Wydawało się, że agentka się zastanawia. - Być może znajdzie go pani w Quantico - powiedziała oschle. - Tylko tyle wolno mi powiedzieć. - Myśli pani, że nie wróci na noc? - Tylko tyle wolno mi powiedzieć. - Rozumiem - powiedziała Rainie. - Telefony. Pani należy do kawalerii. Agentka nie odpowiedziała od razu. Potem skinęła wolno. Rainie odpowiedziała tym samym. Jeszcze raz przyjrzała się agentce i to, co ujrzała, sprawiło, że poczuła się mała i mało znacząca. Nie surowy garnitur, lecz profesjonalny ubiór, który dobrze skrywał broń. Nie poważną fryzurę, lecz taką, która pozwala skutecznie ścigać najgroźniejszych kryminalistów. Nie surową twarz, lecz inteligentną twarz kobiety sukcesu. Krótko mówiąc, stuprocentowa, doskonale wyćwiczona agentka federalna. Naprzeciwko niej Rainie, świeżo upieczony prywatny detektyw, wyrzucona z policji, bo kiedyś została zmuszona, żeby kogoś zabić. To był świat Quincy'ego. W tej chwili Rainie pożałowała, że wtargnęła do niego. http://www.mirand-nazar.com.pl/media/ żeby jej życie wróciło do normy. 16 - Mam dla ciebie robotę - powiedział Quincy. Rainie omal nie parsknęła. - Co? Biuro już ci nie wystarcza? - To sprawa osobista - zawahał się. - Quincy, biuro jest twoim życiem, więc nic dziwnego, że sprawa jest dla ciebie osobista. - Chodzi o coś zupełnie innego. Mogę prosić szklankę wody? Rainie zmarszczyła brwi. Quincy z osobistą sprawą? To ją zaintrygowało. Poszła do kuchni, nalała dwie szklanki wody, do każdej dodając dużo lodu. Kiedy wróciła do salonu, Quincy rozsiadł się już na kanapie w niebieskie pasy. Była to stara kanapa, jedna z nielicznych pamiątek jej życia

– Chwileczkę – wtrąciła Rainie. Sanders posłał jej pełne zniecierpliwienia spojrzenie. Zauważyła, że próbuje przejąć kontrolę nad śledztwem. Oczywiście, policja stanowa, elegancki garnitur, rzucająca się w oczy odznaka. Najwyraźniej nie miał dobrej opinii o małomiasteczkowych glinach i małomiasteczkowych teoriach. Jak wszyscy faceci z dużych miast. – W dalszym ciągu pozostaje kwestia sześciorga dzieci, które twierdzą, że widziały Sprawdź Powinien tu być Danny, pomyślała Rainie. Danny, Shep, Sandy, Becky i, do diabła, Charlie Kenyon, i ten tajemniczy facet w czerni, i każdy chłopak, który miewa ochotę wziąć do ręki broń i pociągnąć za spust. Oto śmierć. Oto strata. Oto chwila, gdy wszystko staje się realne. Dlaczego na pogrzebie jest tak niewiele dzieci? Większość z nich potrafi odebrać życie. Czemu rodzice nie chcą im pokazać, co to naprawdę znaczy? W końcu bezruch został przełamany. Ludzie zaczęli niechętnie wysypywać się z namiotu. A potem, jak po przerwaniu tamy, ruszył cały tłum. Rainie rozejrzała się, próbując dostrzec policjantów. Nadal nie widziała nic podejrzanego. Powoli podeszła do Quincy’ego, którego policzki były już suche, a twarz spokojna. – Gotowa? – zapytał. Chyba oboje wiedzieli, że nie. – Najpierw Mann. Potem Vander Zanden. – W porządku.