Jej także się nagrał. Kiedy się rozłączał, miał dziwne wrażenie, że jest obserwowany, że niewidoczne oczy śledzą każdy jego ruch. Omiótł cmentarz badawczym spojrzeniem, co chwila zerkał w lusterko, ale nikt go nie śledził, nikt mu nie towarzyszył. – Jesteś idiotą – powiedział sam do sobie i wyruszył na poszukiwanie czystego, taniego motelu. Jonas Hayes zaklął pod nosem. Był zmęczony. Padał z nóg. Poprzedniego dnia za dużo czasu poświęcił na ustalanie szczegółów w sprawie opieki nad córką Maren i właściwie nie zmrużył oka przed swoją zmianą. A teraz jeszcze zadzwonił Rick Bentz. – Cholera – mruknął. Z wielu powodów nie chciał do niego oddzwaniać. Poczekał do końca zmiany i dopiero kiedy od posterunku dzieliło go wiele kilometrów, wystukał numer, który podał mu Bentz. Odebrał po trzecim dzwonku. – Rick Bentz. – Ten sam Rick Bentz, który nie boi się śmierci? I wychodzi cało nawet z uderzenia piorunem? – zażartował, choć w głębi duszy wcale nie było mu do śmiechu. – Nie do końca, ale blisko. Złe wieści szybko się rozchodzą. – Plotka nie zna granic. A w erze Internetu, telefonów komórkowych, kamer na skrzyżowaniach i telewizji przemysłowej dosłownie wszędzie prywatność nie istnieje. Nawet się nie wysikasz w Nowym Orleanie, żeby ktoś tego nie nagrał i nie podesłał nam linka na YouTube. http://www.opieka-medyczna.net.pl o co prosił. Niewykluczone przecież, że to pomoże i w jego dochodzeniu. Ale najpierw przebije się przez zeznania świadków i materiał dowodowy z ostatniej sprawy. Spojrzał na zegarek i pomyślał, że czeka go jeszcze dużo pracy. Przy odrobinie szczęścia wróci do domu koło północy. Super. Nagle jego uwagę zwróciła notatka w terminarzu. Recital. O, cholera. Maren śpiewa dzisiaj w jakimś kościele niedaleko Griffith Park, w Hollywood. Obiecał córce, że przyjdzie, i nie wyobrażał sobie, że mógłby ją rozczarować. Już widział rozgoryczenie na twarzy Delilah. Musi tam być. Wygospodaruje godzinę dla córki. W końcu, o czym Delilah nigdy nie omieszkała mu przypomnieć, to jego obowiązek. Montoya pocił się, po trzydziestu minutach na bieżni bolały go mięśnie, do tego jeszcze ciężarki... Ćwiczył, odkąd żona obdarzyła go na urodziny karnetem na siłownię. Jasne, to świetny sposób na stres, i teraz ma lepszą figurę, ale ten nowy, zdrowy styl życia go zabije. No bo co złego w papierosku i piwie?
Pewnie dostarcza jej towar. Lucy coraz częściej przypalała i Bóg jeden wie, co jeszcze zażywała. Laney bardzo się tym martwiła. Odrobina marihuany to jedno, ale inne substancje to już poważniejsza sprawa. Nie szkodzi, jeśli Kurt dzisiaj się pojawi, Laney go oleje. Co ją obchodzi, co robi? Trawka, amfetamina, kokaina, prochy – ma wszystko. Sprawdź spojrzała na Bentza. Szukała potwierdzenia. – Oboje to wiemy. Byliśmy tam... Na pogrzebie. Leżała w trumnie. – Dłoń ze zdjęciem zadrżała. Tally ciężko oparła się o samochód. – To po prostu niemożliwe. – Ale mówiła to niemal szeptem. Odchrząknęła, wyprostowała się, wzięła w garść. – Ta kobieta na zdjęciach to... to sobowtór. – Na to wygląda. – Ale to nie Jen. – Tally nie była do końca przekonana. – Ktoś... Ktoś się z tobą drażni, to pewne, ale szczerze mówiąc, nie wiem, czego ode mnie oczekujesz, co mam ci powiedzieć. – Spojrzała na zdjęcie. Wzdrygnęła się. – Czy cokolwiek w ciągu ostatnich tygodni jej życia wydawało ci się inne? Nietypowe? Mówiła o czymś? – O Boże... to takie dziwne. Surrealistyczne. – O tak, wiem coś o tym. Ale może jest coś, co ty pamiętasz, a ja nie, coś, co wydarzyło