opadła i drzwi uchyliły się.

A Rainie nie wiedziała, co jeszcze mogłaby powiedzieć. Była policjantką; aresztowany przyznał się do winy. Znała swoje obowiązki. Kiedy podprowadziła chłopca do frontowego wejścia, natychmiast rozbłysło kilkanaście fleszów. Już czyhali dziennikarze. Cholera. Wycofała się szybko, osłaniając Danny’ego przed oślepiającymi lampami i zgiełkiem pytań. Popatrzył na nią nieprzytomnie, posłusznie poddając się jej woli. Trudno jej było znieść to zaszczute spojrzenie. – Nie mogą zobaczyć, że z nami wychodzisz – zwróciła się po chwili do Shepa. Całą trójką przywarli do ściany korytarza niczym tropiona zwierzyna. – Nie zostawię cię z nim samej. – Nie masz tu nic do powiedzenia. Mogę go przesłuchać bez twojej obecności, a już na pewno mogę go aresztować bez twego pozwolenia. Dobrze o tym wiesz. Shep przyjął te słowa z grobową miną. Prawo w stanie Oregon nie cackało się z młodocianymi zabójcami i Danny miał ponad dwanaście lat, więc mógł być pociągnięty do odpowiedzialności karnej za swoje czyny. Przysługiwały mu takie same prawa jak każdemu, na kogo nałożono areszt, a jego rodzice nie mieli tu nic do powiedzenia. Najlepsze, co Shep i Sandy mogli w tej sytuacji zrobić, to wynająć dobrego adwokata. I powinni się cieszyć, że Danny nie ukończył jeszcze piętnastu lat, bo wtedy na mocy artykułu jedenastego automatycznie podlegałby sądownictwu dla dorosłych. A jeszcze bardziej powinni się cieszyć, że w Oregonie nie obowiązuje prawo, które obarcza rodziców odpowiedzialnością za http://www.optyktwojeoczy.pl siebie najsmutniejsze następstwa, była bezksiężycowa, co jednak nie przeszkodziło dokonać się temu, co się dokonało. Czyli brak księżyca nie jest przeszkodą. A więc: przybyć tam równo o północy, jak napisał szaleniec, wygłosić zaklęcie i zobaczyć, co dalej. Oto właściwie cały plan. Ktoś inny może i bałby się wdawać w takie mętne, nieopisane w regulaminach ani instrukcjach służbowych przedsięwzięcie, ale na pewno nie pułkownik Feliks Stanisławowicz Lagrange. Kiedy policmajster w kompletnej ciemności podchodził do nędznej chatynki (było dokładnie pięć minut przed północą), serce biło mu równo, ręce nie drżały, krok miał pewny. Wokoło tymczasem było nieprzyjemnie. Daleko w lesie pohukiwał puchacz, od wody niosło chłodem i niepokojem; poza tym zaś panowała taka absolutna, martwa cisza, że uszy zatykaj, żeby posłuchać pulsowania żywej krwi. Oczy Lagrange’a, przywykłszy już do mroku, rozpoznały w przodzie dość krzywy kontur domku z drewnianych bali i

obecności damy. Przepraszam, przepraszam. Nie zasługuję na wybaczenie... Pan Matwiej jeszcze dość długo przepraszał tym samym żałosnym, zgnębionym tonem, jakiego Polina Andriejewna nigdy przedtem u niego nie słyszała. Porywczym gestem odwróciła kołpak lampy tak, żeby siedzący znalazł się w kręgu światła, i cicho krzyknęła. O, jak strasznie zmienił się bystrooki, energiczny zastępca prokuratora gubernialnego! Zdawało się, że w jego ciele nie została ani jedna kość – był zgarbiony, ramiona mu obwisły, Sprawdź pokłonić się świętym miejscom. Proszę pomóc człowiekowi, który wiele i ciężko cierpiał. Proszę poradzić, dokąd najpierw ma skierować kroki najgorszy z grzeszników? Do monasteru? Do Pustelni Wasiliskowej? A może do jakiejś świątyni? Przy okazji proszę pozwolić, że się przedstawię: Feliks Stanisławowicz Lagrange, pułkownik, niegdyś kawalerzysta. Twarz pięknotki była już zasłonięta lekkim jak puch ażurem, ale spod skraju woalki widać było, jak zachwycające usteczka skrzywiły się w pogardliwym grymasie. Całkowicie ignorując przemyślny, psychologicznie bezbłędny manewr zaczepny policmajstra, panienka, którą kapitan nazwał Lidią Jewgieniewną, schowała zawiniątko do torebki, odwróciła się z gracją i odeszła. Brat Jonasz westchnął ciężko, a Lagrange zamrugał oczami. To było coś niesłychanego! Najpierw petersburska koza nie raczyła się pożegnać, teraz nowe upokorzenie! Zaniepokojony pułkownik wyciągnął z kieszonki kamizelki poręczne lustereczko i