Zjechali z wiejskiej szosy. Pola ustąpiły miejsca domom mieszkalnym. Kilka minut

znaleźć żadnych bliskich przyjaciół, powierników, którzy potrafiliby powiedzieć coś więcej o stanie psychicznym Avalon. Według współpracowników była miła, ale trzymała się na uboczu. Z rachunków telefonicznych nic nie wynika. Ani śladu potwierdzenia, że dzwoniła do Vander Zandena, więc albo kontaktowali się wyłącznie osobiście, albo za pośrednictwem komputera. A komputery są wyczyszczone. – Mamy więc całkiem prawdopodobny scenariusz – podsumowała Rainie. – Avalon chciała zerwać z Vander Zandenem, a on postanowił się zemścić i zaplanował jej morderstwo pod przykrywką szkolnej strzelaniny. Ale w tej sytuacji musiałby skłonić Danny’ego, żeby go krył, zatrzeć ślady we wszystkich komputerach w pracowni i wymknąć się z gabinetu, by popełnić morderstwo. – Zmarszczyła brwi. – Skomplikowane, choć nie niemożliwe. – Daj mu sześć punktów – powiedział Sanders. – Miał motyw i sposobność. Na nazwisko Vander Zandena zarejestrowano co prawda tylko strzelbę, dwudziestkę dwójkę, ale posiadanie lewej broni nie jest taką znowu rzadkością. Jeśli już facet obmyśla zawiłą zbrodnię, może równie dobrze kupić czarnorynkowy pistolet. – Racja – rzuciła oschle Rainie. Już miała oddać głos Luke’owi, gdy wtrącił się Quincy. – A co z panią Vander Zanden? – To znaczy? – zapytał Sanders. – Może wiedziała o romansie męża? Czy sąsiedzi wspominają o jakichś małżeńskich niesnaskach? – Eee... – Choć raz nieskazitelny detektyw wyglądał na zbitego z tropu. – Będę musiał to http://www.orto-dentica.com.pl/media/ ten cholerny włącznik. Światło, światło. Musiała to zobaczyć. Musiała wiedzieć. Niemożliwe... W końcu znalazła. Żarówki żyrandola wydobyły z mroku wnętrze salonu. Stary, okrągły kuchenny stół na jednej nodze. Głęboki fotel. Wygodna spłowiała, niebieska sofa. I strzelba. Oparta o poręcz sofy. Pięć długich nacięć wciąż widniało na drewnianej kolbie. Czas się cofnął. Rainie nie mogła go powstrzymać. Wpadła do kuchni i zaczęła przetrząsać szufladę z nożami. Znowu miała siedemnaście lat i właśnie wróciła ze szkoły. Przestań, przestań, przestań. To niemożliwe. Strzelba przecież trafiła do policyjnego magazynu w Portland. Ona, Rainie, sprawdziła. Upewniła się, że już nigdy tego cholerstwa nie zobaczy. Chwyciła pierwszy lepszy nóż – mały nożyk do obierania owoców – i wrzasnęła dziko: – Wyłaź, draniu! Nikt nie odpowiedział. Nawet sowy milczały, a tymczasem jej matka leżała z odstrzeloną

Agenci nadal na niego patrzyli. Opinie wymalowane były na ich twarzach. Quincy przestaje nad sobą panować. Quincy jest zbyt spięty. A nie mówiłem, że nie powinien był wracać do pracy zaraz po pogrzebie...? J Pomyślał, że FBI i dzikie zwierzęta tak samo odrzucają ze stada najsłabsze osobniki. Sprawdź potem nie mówił, że mam za małe doświadczenie. Zaznaczam już teraz, że nie mam doświadczenia, ale i tak będziesz musiał zapłacić czterysta dolarów za każdy dzień. - Znów roztaczasz ten swój urok. - Szybko się uczę. Oboje wiemy, że szybko się uczę. - Powiedziała to z większą złością, niż zamierzała. Quincy na chwilę jakby złagodniał, ale zaraz przybrał surową minę. - Stoi - powiedział zdecydowanie. Wziął marynarkę, wyciągnął jasno¬ brązową kopertę i rzucił na szklany blat stolika. - Po wypadku sporządzono raport. Znajdziesz w nim nazwisko policjanta prowadzącego dochodzenie. Na pewno zechcesz zacząć od niego. - Jezu, Quincy, nie powinieneś był tego czytać! - To moja córka, Rainie. Już tylko tyle mogę dla niej zrobić. A teraz