czuła, ¿e ma ochote nia potrzasnac. - Na litosc boska, Marla,

druga. - Jezu, uwierzyłes w to? - Jak dotad, nie. Marla Cahill przyjedzie tu dzisiaj zło¿yc oficjalne zeznanie, wtedy zobaczymy. - Co sie stało z tym facetem na drodze? - Skoro nie został tam płaski jak nalesnik, a nigdzie w lesie nie natrafiono na ¿aden slad jego ciała, zakładam, ¿e uszedł z ¿yciem, ale sprawdzam, czy w któryms z lokalnych szpitali nie przyjeto kogos tej nocy lub nastepnego ranka. Mo¿e kiedy pojawi sie tu pani Cahill, poda nam dokładniejszy opis tego człowieka, chocia¿ watpie. 314 Zadzwonił telefon, Paterno podniósł słuchawke jedna reka, druga pokazujac Janet, ¿eby zaczekała. Rozmowa była krótka. Dzwonili z laboratorium w sprawie morderstwa popełnionego kilka dni wczesniej na Lombard Street. Paterno odło¿ył słuchawke i opadł na oparcie krzesła, które skrzypneło rozpaczliwie. - Po co ktos miałby stac na srodku górskiej drogi w samym srodku nocy? - spytała Janet. http://www.orto-optyk.pl szkłem kabiny myslała ciagle o dłoniach Nicka na swoich piersiach, o tym, jak zsuwał z niej pid¿ame i całował jej goraca skóre. 284 - Przestan! - krzykneła, szybkimi ruchami wmasowujac szampon we włosy. Odkreciła zimna wode, by przepedzic lubie¿ne mysli. Dobry Bo¿e, gotowa wpedzic sie w jeszcze wieksze szalenstwo. - O ile to mo¿liwe - mrukneła, zakrecajac wode i wycierajac sie do sucha wielkim recznikiem. Wyszła z łazienki z mocnym postanowieniem, ¿e nie bedzie ju¿ myslec o Nicku, ale wspomnienie jego nagiego torsu, twardego brzucha i opadajacych d¿insów nie dawało jej spokoju. Wło¿yła spodnie

- Obciełam włosy, ale... - Nie jestes Marla. - Conrad oderwał od niej wzrok i spojrzał gniewnie na Nicka. - A ty nie jestes moim zieciem. - Znowu popatrzył na Marle podejrzliwie przez grube szkła. - Marla... była tu niedawno... z me¿em. - Nie, tato, nie byłam tu jeszcze. Nie moge mówic za Sprawdź Nic na to nie odpowiedział. Odwrócił się i patrzył na okolice przez upstrzoną owadami szybę. Rozpędzony samochód mijał ciągnące się kilometrami ogrodzenie, połacie suchej trawy, sosnowe i dębowe zagajniki, pięknie rozświetlone promieniami porannego słońca. Na nawadnianych przez kanały i rozpryskiwacze łąkach pasło się bydło i konie. Shelby czuła się tak, jakby ktoś związał jej żołądek na supełki. Kiedy skręcili na drogę prowadzącą do rancza, wybiegła myślami w najbliższą przyszłość. Co będzie, jeśli Elizabeth znienawidzi ją od pierwszego wejrzenia? Albo jeśli Maria będzie miała do niej żal. A jeśli... och, do diabła, nieważne. Jakoś uda jej się dogadać z własnym dzieckiem, ale układ z Nevada to co innego. On może nie być biologicznym ojcem Elizabeth. Spójrz prawdzie w oczy, Shelby, ta dziewięcioletnia dziewczynka mogła zostać spłodzona przez Rossa McCalluma. Zacisnęła palce na kierownicy. To absolutnie niemożliwe. Bóg nie byłby tak okrutny. Nie teraz, kiedy zaszła tak daleko. Przejechała przez bramę rancza; prawie nie zwolniła, kiedy dotarła do głównego budynku i przybudówek, do