Światła się zmieniły. Bentz czekał, aż staruszka o kulach pokona jezdnię. Ledwie weszła

Co tu się dzieje, do cholery? Wstał z łóżka, włożył koszulkę i spodnie, które wisiały na poręczy krzesła. Zapinając guziki, na bosaka wyszedł z pokoju i ruszył do recepcji, nad którą migotał neon z nazwą motelu. Autostradą przejeżdżały nieliczne samochody, chłód nocy przyjemnie pieścił skórę. W kantorku paliły się przyciemnione światła. W ekspresie czerniła się resztka kawy, najwyżej filiżanka. Za ladą nie było nikogo. Zgodnie z poleceniem na metalowej tabliczce na ladzie, nacisnął guzik dzwonka. Odczekał pół minuty i zadzwonił znowu w chwili, gdy Rebecca wynurzyła się zza drzwi z napisem „Tylko dla personelu”. Bez makijażu, z rozpuszczonymi włosami wydawała się o wiele młodsza. I bardziej agresywna. – W czym mogę pomóc? – warknęła, znacząco spoglądając na zegarek. – Coś nie tak? – Już wyciągała rękę po zapasowy klucz do jego pokoju, przekonana, że zatrzasnął drzwi. – Chciałem się dowiedzieć, czy rejestrujecie połączenia przychodzące do pokoju. – Co? – Stłumiła ziewnięcie. Starała się nie okazywać irytacji – bez skutku. Najwyraźniej w SoCal Inn brakowało personelu. – Dzwonił do mnie ktoś, kto się nie przedstawił. Muszę wiedzieć, skąd dzwonił. – Teraz? – Spojrzała na niego, jakby postradał zmysły, otworzyła szufladę, wyjęła papierosy i zapalniczkę. – Jest środek nocy. – Wiem. To ważne. – Wsunął rękę do kieszeni, wyjął portfel, pokazał jej odznakę. – Co? – Nagle zupełnie oprzytomniała. – Jesteś gliną? – Zmartwiła się, odkładając paczkę http://www.ortopedawarszawa.info.pl/media/ na szybkościomierz. Sto dziesięć kilometrów. Zadzwoniła komórka. Wyłączył radio i spojrzał na wyświetlacz. Montoya. Dobrze. Cały czas myślał o rozmowie z Olivią. Teraz przynajmniej pomyśli o czymś innym. Odebrał telefon. – Najwyższy czas. Masz coś dla mnie? – Niewiele. Żadnych odcisków, tylko twoje i moje. Bentz zaklął pod nosem. – Chyba nie spodziewałeś się, że coś będzie. – No nie, ale myślałem, że może los się do nas uśmiechnie. Że może facet coś spartaczył. – Wątpię. Nie ma jeszcze wyników DNA, ale idę o zakład, że nie polizał koperty. Każdy wie, że tego się nie robi, wystarczy obejrzeć CSI, czy co tam chcesz. – Miałem nadzieję – przyznał Bentz. Zobaczył znak zjazdu. – Mamy wyniki badań rodzaju tuszu z aktu, ale pewnie niewiele ci to pomoże.

O, nie. Nie sprawi jej tej satysfakcji. Teraz będzie siedziała cicho. Ale rano zadzwoni do firmy telefonicznej i poprosi, żeby sprawdzili, co się da, w sprawie tego telefonu. A jeśli do tego czasu suka jeszcze zadzwoni, już ona jej pokaże. – Weź się w garść – mruknęła, nie wiedziała już do siebie czy do prześladowczym. Sprawdź go do Seattle, Bostonu czy Timbuktu. Niepokoiło ją, że wymeldował się z motelu. Zadzwoniła ponownie na komórkę. Trafiła na pocztę głosową. Czas pogadać. Zanim wpakuje się w większe tarapaty. – Och, Rick. – Westchnęła i wyszła ze stygnącą herbatą na werandę. Pies nie odstępował jej ani na krok, zapach rozlewiska snuł się między gałęziami cyprysów. Gdzieś w oddali krzyczał drozd, lekki wietrzyk muskał jej włosy. Kochała to miejsce. On też, do cholery. Więc najwyższy czas, by przestał uganiać się za duchami przeszłości i wrócił tu, gdzie jego miejsce. Zanim zginie kolejna Bogu ducha winna kobieta. Montoya nie wierzył własnym oczom. Wpatrywał się w ekran komputera i wyszeptał cicho: – Mamy cię.