W końcu widziałeś zwłoki i miałeś później do

czytaniu dokumentów. Może za bardzo zbliżyła się do prawdy? Może jechał za nią i teraz gdzieś tu się czai? Uważa, że powinna podzielić los Sheili? Formułowała w myślach te przypuszczenia, sama nie traktując ich jednak poważnie. Dane nie mógł przyjechać tak szybko. A już na pewno nie przed nią. Poza tym nie mogła czegoś takiego myśleć o Danie. Przecież to aberracja, upomniała się. Badała wzrokiem ciemności, starając się zwalczyć panikę. Cienie w pokoju wydawały się teraz większe. Łóżko, tak, to łóżko. Krzesło, a ten cień to żakiet, który wcześniej na nie rzuciła. Nic się nie zmieniło, była tego pewna. A jednak... Miała dziwne wrażenie, że poza nią był tu jeszcze ktoś inny. Sheila... Niemal wypowiedziała to imię na głos. Może ukrywa się z jakichś powodów? Zakrada się tutaj, nie ujawniając swej obecności, bo się czegoś boi? http://www.ortopedyka.net.pl jakiś sens. Nie powinien w każdym razie marnować 33 czasu, tyle że siedzenia tutaj nigdy nie uważał za marnowanie czasu. Tu, na pomoście w Zatoce Huraganów - na maleńkiej wysepce połączonej jednak wąskim pasmem grząskiego gruntu z Key Largo - woda i spokój sprzyjały rozmyślaniom. I wspomnieniom. Długi, letni dzień dobiegał końca. O tej porze świat wyglądał najpiękniej. Dane pamiętał, że jego ojciec miał dosłownie bzika na punkcie tej wyspy. Nazywali ją wyspą, choć właściwie była półwyspem. W domu nie było klimatyzacji, lecz ojciec

Chłopak odwrócił wzrok. - No ale... Ale bycie wampirem... jest super. - Słuchaj no, taki wampir chce wyssać z ciebie całą krew i na tym koniec. Albo zrobi z ciebie wampira, wtedy wrócisz, ale będziesz cały czas umierał z głodu, zabijesz swoich najbliższych, żeby go zaspokoić. A potem jakiś starszy, silniejszy i sprytniejszy wampir użyje cię, żeby w Sprawdź Bobby jęknął. - No coraz lepiej! Twój cień też przylazł. Czy ja nie mogę spokojnie zobaczyć się z moją dziewczyną? Murzyn spojrzał w stronę furtki. Ścieżką biegł zdyszany Barry Larson. - Jim, co tak nagle wypadłeś z klubu? Przecież jeszcze nie skończyliśmy dzisiejszego występu. - Zarządzam przerwę. Do diabła, Barry, nie musisz się mnie trzymać jak matczynej spódnicy. Barry wyglądał na zranionego tą uwagą. - Przepraszam, po prostu myślałem, że coś się stało. - No dobra, wejdź. Zaraz pójdziemy dalej grać. Bobby zmusił się do uśmiechu.