- Dobranoc, Alli.

- Dziękuję, milordzie. - Clemency wyprostowała się. - Jestem wdzięczna, że zjawił się pan we właściwym momencie. Mam nadzieję, że nie postawi to pana w zbyt krępującej sytuacji wobec pana Baverstocka. - Och, dam sobie z nim radę. - Lysander opuścił rękę z pewną niechęcią. Nagle oboje ogarnęło lekkie zawstydzenie. Clemency wstała i z udaną swobodą rzuciła: - Pójdę się przebrać, kolacja już niedługo. - Tak, niedługo, ja też pójdę - odparł machinalnie Lysander. Clemency, czując, że się czerwieni, szybko dygnęła i odeszła. Jeszcze jakiś czas Lysander patrzył niewidzącym wzrokiem na jaskółki, a potem odwrócił się i także pośpieszył do domu. Kolacja upłynęła w niemal całkowitej ciszy i nic dziw¬nego, bo większość obecnych osób, z gospodarzem na czele, nie miała ochoty do rozmów. Po wyjściu pań Clemency poprosiła lady Helenę o pozwolenie udania się na spoczynek. - Naturalnie, moja droga. Wyglądasz na całkiem wyczer¬paną, czyż nie, Mario? Mam nadzieję, że przygotowania do pikniku nie są dla ciebie zbyt wielkim ciężarem. - Ależ skąd! To wszystko przez ten upał. Sen dobrze mi zrobi i rano poczuję się znacznie lepiej. Tymczasem w jadalni mężczyźni z mniejszym niż za¬zwyczaj zapałem skończyli wieczorne porto. Wędkarze czuli się nieco senni, markiz zaś pogrążył się w milczącej zadumie. - Lysandrze, gdzie zaplanowano miejsce na piknik? - zapytał lord Fabian. - Mam nadzieję, że znajdziemy tam trochę cienia. Dzisiejszy skwar dał mi się mocno we znaki. - Zwykle chodzimy nad strumyk koło ruin starego koś¬ciółka. To bardzo przyjemne, zacienione miejsce na skraju małego lasku, będziesz więc mógł, kuzynie, odpocząć do woli pod drzewami. - Już od niepamiętnych czasów nie brałem udziału w pikniku - rzekł lord Fabian. - Od razu poczuję się o kilka lat młodszy. Towarzystwo rozeszło się na dobre wkrótce po tym, jak panowie dołączyli do pań na kawę w salonie. Lysander odprowadził damy na piętro i wrócił do kuchni, by sprawdzić, czy wszystko zostało należycie przygotowane na następny dzień. Pani Marlow i jej pomocnice poszły już spać. Został jedynie Timson, żeby pozamykać wszystko na noc. Na podłodze stało Mika koszy, a mniejsze koszyki ustawiono na stole. Na jednym z nich leżała kartka i właśnie ona przyciągnęła uwagę markiza. - Timson! - zawołał. - Co to jest? - Przepraszam, milordzie, nie słyszałem pana - odparł i Timson, wychodząc po schodach z piwnicy. - Kto napisał tę kartkę? - To lista produktów na piknik, milordzie - rzekł służący, rzuciwszy na nią okiem. http://www.pappatore.pl/media/ ROZDZIAŁ DWUNASTY - O Chada? Nic nie rozumiem! Co takiego wiesz o moim bracie? Powiedziałaś, że mam prawo znać prawdę... O jaką prawdę chodzi? Choć paraliżował ją strach, wiedziała, że jeżeli teraz nie powie mu prawdy, nigdy więcej się na to nie zdobędzie. Czuła się jak pilot kamikadze, który lada moment zginie. - Miałam z Chadem romans - wyrzuciła z siebie jednym tchem. - Ty? I Chad? - Nie mógł uwierzyć. - Jamie jest synem Chada. Scott wyglądał tak, jakby strzeliła do niego ślepym nabojem. - Jamie jest synem Chada? - powtórzył z niedowierzaniem.

Dlaczego mu na tym tak zależy? - zastanawiała się. Nie lubiła się oszukiwać i była daleka od przeceniania swojego uroku. Żaden mężczyzna nie chciałby bez powodu ponosić takiego ryzyka, żeby spędzić parę godzin w jej towarzystwie. Po co w ogóle miałby robić skrycie coś, co miał na co dzień w Candover Court? - Nie mogę uwierzyć, że tutejszy jarmark tak bardzo pana pociąga, panie Baverstock. - Czemu nie? - zaprotestował. - Jako chłopiec zawsze chodziłem na okoliczne odpusty. Jestem mistrzem w rzucaniu do celu i mogę zagwarantować pani wygranie wielu nagród. Chyba zdecyduję się na ten wypad, pomyślała Arabella, a głośno zapytała: - Jak pan to sobie wyobraża? - To proste. Chodzi pani spać zwykle o dziewiątej, prawda? - Arabella przytaknęła. - O wpół do dziesiątej będę czekał na panią w tym miejscu, znajduje się z dala od domu i jest dostatecznie zasłonięte. Przyprowadzę mojego wierz¬chowca i jeśli nie przeszkadza pani jazda na jednym koniu, zajedziemy tam w pół godziny. Co pani na to? Sprawdź - A jak twoje zajęcia? Chciała powiedzieć, Ŝe nic mu do tego. Ale skoro społeczeństwo dopłaca do jej studiów, to on, jako członek tego społeczeństwa, ma prawo wiedzieć, jak te jego pieniądze są spoŜytkowane. - Dostałam dziś najwyŜszą ocenę - rzekła głosem pełnym emocji. - To świetnie - stwierdził z uśmiechem. - Musimy to uczcić, razem z Eriką. - Uczcić? - zapytała Alli ze zdziwieniem. - Chyba jest powód - powiedział. - Niełatwo jest dziś otrzymać taki stopień. - No tak, ale... - Umowa stoi. Ja i Erika jadamy na ogół w piątek wieczorem w „Royal Diner". Dołącz do nas.