Nick nachylił sie nad stołem.

wzniesienia, panowała atmosfera dziwnego odosobnienia. Marla wło¿yła rece głeboko do kieszeni kurtki i ruszyła po kamiennej, mokrej po deszczu scie¿ce, pokrytej swierkowymi 165 igłami. Dr¿ała, bo dzien był chłodny, widziała swój oddech, parujacy w zimnym powietrzu. Mineła kilka stawów, poło¿onych na ró¿nych poziomach. Na powierzchni kołysały sie białe lilie wodne, a w wodzie pływały leniwie du¿e, nakrapiane ryby. Marla była prawie pewna, ¿e jest tu pierwszy raz w ¿yciu. Prawie. Sfrustrowana odwróciła sie i spojrzała w strone domu, gdzie w oknach na wy¿szych pietrach paliły sie swiatła. Czuła wilgoc, osiadajaca jej na policzkach. Nagle znieruchomiała. Wydawało jej sie, ¿e w oknie na górze dostrzegła jakis ruch, jakis cien. W jej pokoju? Przecie¿ dopiero z niego wyszła... Rozpoznała jednak wzór na zasłonach... Ale kto mógł byc teraz w jej sypialni? W domu nie było nikogo poza słu¿ba. Tak, to jasne. Na pewno w jej pokoju ktos sprzata. Pokojówka zabrała sie do codziennych porzadków. A zreszta, http://www.pol-rusztowania.info.pl/media/ jej przyjsc do Marli. - Owszem, mo¿na to tak ujac. - Cholera - mruknał Alex i potarł nos wierzchem dłoni. - Ona i ten Monty. Nie daja za wygrana. Sa jak hieny, które kra¿a wokół lwa, ¿eby uszczknac cos z jego zdobyczy. - Zmarszczył brwi. - Nie, raczej jak osy. Nie mo¿na sie od nich opedzic. Brzecza, robia mnóstwo hałasu, a potem próbuja u¿adlic. - Spojrzał ponuro na brata. - Poradze sobie z Cherise. I z Montgomerym. Wydawało sie, ¿e zakonczył ten temat. Nick uznał, ¿e spełnił swój obowiazek. Rozsiadł sie wygodniej i spojrzał na brata. - Pojechałem na miejsce wypadku - zaczał z innej beczki.

Chwila ciszy. - Drzwi były zamknięte na klucz, sędzio. Właśnie mnie pan wpuścił. Przez moment obaj milczeli. 171 - Nie widziałeś, żeby ktoś wchodził albo wychodził? - Dopiero przyjechałem. Sprawdź - Ale dziesięć lat temu skłamałeś i pomogłeś wsadzić tego człowieka za kratki. Dlaczego? Mięsień zadrgał w kąciku ust Caleba. Chory szybko zamrugał. - Dlaczego? Oczy starego człowieka odzyskały blask. Na twarzy pojawił się ironiczny, ohydny grymas. - Bo to kawał wrednego sukinsyna i nawet jeśli nie zabił Ramóna, to należało go zapuszkować. - A więc skłamałeś. - Dzisiaj bym tego nie zrobił. Nevada powoli pokręcił głową. - Wiesz co, Caleb, jeśli kłamie się w takiej sprawie i wrabia kogoś w zbrodnię, której ten ktoś nie popełnił, to tylko po to, żeby uratować własną nędzną skórę... - Nie zabiłem tego starego meksykańskiego przybłędy i ty dobrze o tym wiesz! - Nagle Caleb bardzo się ożywił, a 29 jego ziemista twarz nabrała rumieńców.