- Witaj, Caleb - powiedział Nevada, patrząc na stojak z kroplówką przy łóżku chorego; przezroczysty płyn ściekał

chłodne, wilgotne powietrze. Z radia dobiegała spokojna jazzowa muzyka. Alex wyjechał na opustoszałe ulice i ruszył w strone wzgórza. Oswietlone drapacze chmur jasniały na tle nieba. Marla rozpoznała w oddali piramide Transamerica i historyczna dzielnice Jackson Square. Widziała je przedtem zapewne setki razy. I jeszcze cos... jakis przebłysk... Nagle zobaczyła siebie 245 przy biurku, w wielkim budynku ze stali i szkła. Monitor komputera szumiał cicho, na odgrodzonych od siebie niskimi sciankami biurkach dzwoniły telefony, pracownicy rozmawiali, pisali cos na komputerach, wpatrywali sie w monitory. Ciag okien na jednej ze scian ukazywał panorame San Francisco i błekitne niebo nad zatoka. Ale to niemo¿liwe. Ona przecie¿ nie pracowała w biurze. Nigdy. Wtulona w miekki fotel jaguara spojrzała na me¿a. Patrzył przed siebie z posepna mina. - Czy ja kiedykolwiek pracowałam? - spytała, choc wiedziała, jaka bedzie odpowiedz, jeszcze zanim zadała pytanie. http://www.powiekszaniepiersi.info.pl/media/ - Ten wypadek... - wyszeptała wstrzasnieta. Przera¿ona. Ponownie prze¿yła tamta straszna chwile. Odruchowo nacisneła stopa nie istniejacy pedał hamulca. Wszystko staneło jej przed oczami: cie¿arówka jadaca szybko w dół, coraz szybciej, a¿ stało sie jasne, ¿e kierowca ju¿ nad nia nie panuje. Marla krzykneła. Cie¿arówka skreciła gwałtownie, jej reflektory oswietliły nagle me¿czyzne stojacego na drodze. Och, nie! Bo¿e, nie! Ten człowiek zginie! Marla zamkneła oczy. Oddychała szybko, krzyczac i łkajac... Znowu widziała metal tracy o metal, sypiace sie iskry... Nie! Nie! Nie! Barierka nie wytrzymała, opony pekły z hukiem. Samochód jechał w dół, z ka¿da chwila nabierajac predkosci i w koncu uderzył w barierke... A potem była ju¿

lubie¿ne mysli. Dobry Bo¿e, gotowa wpedzic sie w jeszcze wieksze szalenstwo. - O ile to mo¿liwe - mrukneła, zakrecajac wode i wycierajac sie do sucha wielkim recznikiem. Wyszła z łazienki z mocnym postanowieniem, ¿e nie bedzie ju¿ myslec o Nicku, ale wspomnienie jego nagiego torsu, twardego brzucha i Sprawdź Najwyższa pora. Ten koszmar ciągnął się od dziesięciu lat, z czego osiem Ross spędził za kratkami - cała dekada straconego życia. Z jednej strony miał ochotę pójść do najbliższego baru i znaleźć tam sobie gorącokrwistą kobietę. Potem szklaneczka José Cuervo i jakiś tani motel. Ale z drugiej strony pragnął zemsty, i to bardzo. Odetchnął głęboko świeżym powietrzem. Było wspaniałe. Zerknął przez ramię, wykonał obraźliwy gest w kierunku wartownika na wieży strażniczej i po cichu powtarzał „pieprzcie się”, mając na myśli wszystkich wkurzających go więźniów, każdego gnoja strażnika, a zwłaszcza drania, który był ich przełożonym i rządził więzieniem niby jakiś cholerny król. - Daj już spokój - mruknął do siebie i splunął na nierówny beton podjazdu. Wyszedł na wolność. Tylko to się liczyło. I nigdy tu nie wróci. Obiecywał to sobie każdego ranka, kiedy budził się, patrzył w sufit i czuł w nozdrzach smród tego miejsca. O nie. Już wolałby umrzeć, niż ponownie trafić za kratki. Ciągnąc za sobą zabrudzoną torbę ze swoim skromnym dobytkiem, podszedł butnie do podniszczonego kombi, ukrytego w cieniu muru strażnicy. Za kierownicą, paląc papierosa i słuchając jakiejś jękliwej piosenki country,