dwaj koledzy. Czternastolatkowie. Jeden z nich nauczył nawet Ramseya, jak posługiwać się

– Co to znaczy? Rainie spojrzała szeryfowi prosto w oczy. – Shep, najpierw przekazujesz mi dowództwo – powiedziała surowym głosem. – Nie dotarłeś jeszcze do szkoły, a już wiesz, że twój syn jest zaplątany w sprawę. Potem ta konfrontacja z Dannym. Zmuszasz mnie, żebym strzeliła. Udaje ci się zostawić na broni swoje odciski. Trzydzieści sekund później większość dowodów jest zniszczona. A ty robisz wszystko, żeby całe miasteczko się o tym dowiedziało. Lorraine Conner spieprzyła sprawę. Danny wyjdzie na wolność. Shep, co się do cholery wydarzyło? Jeśli chcesz, żebym ci pomogła, musisz mi powiedzieć, co naprawdę się wtedy stało. – Rainie, przysięgam... – Gówno prawda! Nie chrzań. – Wściekła się. Nagle poczuła zniecierpliwienie i głęboką niechęć do Shepa. Przez niego była uwikłana w tę tragedię. A teraz on ma czelność upijać się na jej werandzie i błaga o pomoc po tym, jak Rainie w to wpakował. Jak śmie? Tym bardziej że uważała go za przyjaciela. – Wiedziałeś, co tam się stało, Shep. Od pierwszej chwili podejrzewałeś Danny’ego. Dlaczego? – Nie wydzieraj się na mnie, Lorraine Conner. Może nie jestem na służbie, ale wciąż piastuję urząd szeryfa w tym mieście! – Co się, kurwa, stało? Shep? Coś ty zrobił? – Jak możesz mnie tak traktować? Już nie pamiętasz, kto ci pomógł kilkanaście lat temu. http://www.psychologpoznan.edu.pl/media/ szarych oczach malowała się tęsknota. Potrzeba zwierzenia. Potrzeba kontaktu. Chciał wyciągnąć rękę i dotknąć Rainie. Ale obawiał się, że gdy zrobi najmniejszy ruch, ona rzuci się do ucieczki. – Rainie... – Powinnam już iść. – Chcę cię wysłuchać. – Nie mam nic do powiedzenia! Potrzebuję trochę czasu. – Następne czternaście lat? A może tylko pięć, do kolejnego morderstwa w Bakersville? To cię niszczy. Wyrzuć z siebie prawdę! Co się stało z twoją matką? Co zrobiłaś z tą strzelbą? Wstała raptownie. Zaskoczył go ogień w jej oczach, nagłe zaciśnięcie warg. – Nie wspominaj więcej o mojej matce. – Niestety, będę. – Nie twoja sprawa...

ruchem. Kapsel odskoczył. Nad szyjką pojawiła się chłodna mgiełka. Rainie wzięła głęboki wdech i przez chwilę delektowała się aromatem chmielu. Cholera. Czego by nie dała za jeden łyk. Jeden długi, kojący, znieczulający łyk. Zamiast tego oparła się o stary drewniany zagłówek i przycisnęła szkło do brzucha. Quincy z nieotwartą jeszcze butelką w ręku przyglądał się Rainie badawczo ciemnymi oczami. Sprawdź - Może wcale nie jesteś głupi. Może jesteś arogancki! Poza tym nie chodzi tylko o tamtą wiadomość. Znaleźliśmy nadawcę ogłoszenia. Wiemy, że zamówienie wysłano na twoim papierze listowym. - Dolna szuflada - mruknął. - Chryste! Minęło tyle lat...! - A po chwili: - Niech to cholera! To znaczy, że naprawdę był w moim domu! Glenda, błagam, uciekaj stamtąd! - Nie mam zamiaru cię słuchać! - krzyknęła. Mimowolnie spojrzała w stronę niezasłoniętych okien. Nagle poczuła się bezbronna. A jeśli Quincy już tam był? Albo tamten sprawca, albo więcej jadowitych węży? Boże! Czuła się zmęczona. Bardzo zmęczona. Gdzie Montgomery? Teraz już nie była sobą. - Pomyśl, Glenda - ciągnął z uporem Quincy. - Jesteś mądrą i inteligentną agentką. Podobnie jak ja. Miałbym stworzyć taki skomplikowany plan,