fizycznym, ale także z utratą celu w życiu. Była ciepła, tolerancyjna, służyła wsparciem.

– Gdzie? – Bentz zachował czujność. Zerknął na Montoyę. – Na łodzi. Tyle nam dała analiza zdjęcia i... O Jezu, to nie wszystko – wydusił z siebie. – Poznałem łódź po sprzęcie na ścianach. – Poznałeś... – Tak. To „Merry Annę”. Merry jak w Merry Christmas, i Annę, z „e” na końcu. Należała do ojca Corrine. Dostała ją w spadku. – O’Donnell? – zapytał Bentz ostrożnie, choć przecież znał prawdę. Musiał najpierw poznać teorię Hayesa, żeby nie popełnić błędu. – Corrine O’Donnell więzi O1ivię na łodzi? – Jezu, Bentz, sam nie mogę w to uwierzyć, ale... Do cholery, wykorzystała mnie. W każdym razie jadę teraz do mariny, ale wygląda na to, że wyprzedza nas o krok. Straż z Marina del Rey twierdzi, że „Merry Annę” nie ma w porcie. – Gdzie ta marina? – zapytał. Hayes podał mu niezbędne informacje, Bentz przekazał je Montoi i wprowadził do systemu GPS. – To na pewno Corrine? – Tak, to ona. Myślę... Jezu, gdy pomyślę, że przekazywałem jej informacje... Wiesz, jak to jest, glina z gliną... Nie przeszło mi przez myśl, że ona... – Hayes stracił panowanie nad sobą. – Zabijała kobiety, które uważała za przyjaciółki. Bentz zacisnął usta. – Na to wygląda. – Cholera. – Po krótkim milczeniu Hayes wziął się w garść. – Poinformowałem Straż Przybrzeżną. Szukają jej, ale zna się na żeglowaniu. Równie dobrze może już być w drodze http://www.psychoterapeuci.net.pl/media/ – No jasne. – Bentz mierzył ją rozwścieczonym wzrokiem. Z trudem opanował się, by nie rozerwać jej gołymi rękami. – Gdzie O1ivia? – Co? Kto? – Moja żona. Prawdziwa żona. Gdzie jest? – warknął. Nadal zachowywała spokój i zimną krew, które opanowała do perfekcji. Nawet nie drgnęła. – Nie mam pojęcia. Bentz nie wytrzymał. – Mam dosyć bzdur, jasne? Gdzie, do cholery, jest moja żona? – Na twoim miejscu powiedziałbym mu – poradził Montoya. Oparła dłonie na biodrach. – Aleja nie wiem. – No to się skup – syknął Bentz. – Zlituj się – żachnęła się. – Co to jest, tekst z tandetnego westernu? Z wyższego poziomu zjeżdżał samochód, mercedes. Kobieta za kierownicą, Murzynka w

nazwiskiem Mcintyre. – MekEnTajer – mówię głośno, z irytacją. Za każdym razem, a oglądam to już po raz trzeci, bardzo mnie tym denerwuje. – Shana byłaby wściekła, gdyby to słyszała – mówię do Joanny. I się nie mylę. Shana była bardzo dumna, że odbiła Lelanda pierwszej żonie. Jakby zaciągnięcie go przed ołtarz było zemstą za coś, co ją spotkało. – Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie – mówię, gaszę telewizor oraz idiotkę na ekranie i myślę o kolejnej, którą czeka los podobny do Shany. Sprawdź Prowokuje cię, idioto. To nie przypadek, że jest akurat na lotnisku, na terminalu. To wszystko zostało zaplanowane. Ale skąd wiedziała, że się tu zjawi? O co chodzi w tej idiotycznej zabawie w kotka i myszkę? Przynęta. Igra sobie z nim. Nie dopuszcza go za blisko, zawsze czai się tuż poza jego zasięgiem. Morderstwo, Bentz. Tkwi aż po śliczne uszy w sprawie o morderstwo. Zmierzała do tylnych drzwi, ale doganiał ją, dysząc ciężko. Niemal biegł, serce waliło mu jak oszalałe, nie odrywał od niej wzroku. Bez słowa minął policjanta. Nie chciał zwracać na siebie uwagi, nie chciał ryzykować, że go zatrzyma dla złożenia wyjaśnień, a Jennifer tymczasem zniknie. O nie. Tym razem ją dogoni. Niech się dzieje, co chce.