Alli uniosła wzrok.

że trochę byliśmy zaniepokojeni, gdy się okazało, że doktor R S McRae przechodzi na emeryturę, ale pan jest najlepszym z lekarzy! Jadąc do domu, Scott rozmyślał nad słowami Toma Pratta. Najwyraźniej był to dzień komplementów. Nie tylko usłyszał, że jest dobrym lekarzem, ale też dowiedział się, że jego niania uważa go za zabójczo przystojnego mężczyznę. Od rana nie miał chwili czasu, żeby zastanowić się nad porannymi rewelacjami Amy. Teraz powróciły do niego ze zdwojoną siłą. Omal się nie udusił, słysząc, jak córka powtarza słowa wypowiedziane przez pannę Tyler do matki. To brzmiało jednoznacznie. Naprawdę się jej podobał. Była w nim niemal zakochana! Gdy tylko zaparkował samochód przed domem, drzwi się otworzyły i panna Tyler stanęła na schodach, osłaniając ręką oczy przed popołudniowym słońcem. - Gdzie dziewczynki? - spytał. - Czy są już gotowe? - Są jeszcze u siebie w pokojach. - Przecież musimy być w szkole o trzeciej! - Nie, o wpół do czwartej. http://www.psychoterapiamikolow.pl/media/ - Ach tak, a czemu nie? - wybąkała Clemency, a jej serce zamarło na moment. - Po pierwsze, jest pani za ładna, a po drugie, nie mówi pani jak zwykła guwernantka. - A jak one mówią? - Udało się jej lekko zaśmiać. Musi uważać na swoje słowa. - Cóż, panna Lane co raz to mnie przeprasza, gdy chce mi się w czymkolwiek sprzeciwić. Poza tym wiecznie przypomina mi moje pochodzenie i chwałę przodków. „Pamiętaj, lady Arabello, ten dom ma bogatą historię i jest dowodem rodzinnych tradycji”. Wskazała na niszczące się ściany i popękane panele. Clemency nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Arabella roześmiała się również i kiedy weszły do salonu, lady Helena podnosząc wzrok znad robótki ręcznej, ujrzała dwie rozweselone twarze. Natychmiast zaczęło też ujadać sześć psów i podniósł się taki rwetes, że przez kilka minut nie było w ogóle nic słychać. Szczęściem dla Clemency, w ogólnym zamieszaniu nikt nie zauważył jej przerażenia i konsternacji. Oto bowiem ujrzała znajomą sylwetkę wysokiego, szczupłego mężczyzny o ciemnej karnacji, który na ich widok wstał powoli z fotela. To musi być markiz, nikt inny. Ostatkiem sił zdołała podejść do lady Heleny, uścisnąć jej rękę i wymienić uprzejmości. - Leżeć, Pongo, siad, Muffin! - zawołała na psy kobieta. - Proszę nie zwracać na nie uwagi, panno Stoneham. Zaraz się uspokoją. - Odwróciła się do bratanka. - Mój drogi, pozwól przedstawić sobie pannę Stoneham. Nie wiem, czy przypominasz sobie jej kuzynkę, która niedawno zamieszkała nieopodal we wsi, tę miłą wdowę po pastorze. Clemency usiłowała opanować drżenie kolan i niemal na oślep wyciągnęła przed siebie rękę. Dobry Boże, czy to jakiś koszmar senny? - Panno Stoneham. - Brwi mężczyzny zmarszczyły się w grymasie skupienia. Ledwie dotknął jej dłoni i rzekł: - Czy przypadkiem nie miałem przyjemności spotkać pani wcześniej? - Śmiem wątpić, milordzie. - Clemency wzięła się w garść i z ulgą usłyszała, że jej głos brzmi już spokojnie. - Do tej pory pracowałam w Yorkshire jako guwernantka. Lysander skłonił się. Po głowie chodziło mu jakieś odległe wspomnienie, ale nie wiedział, co to było. Jego uwagę odwróciła po chwili Arabella.

Jak postąpiłaby wiedząc, że to Lysander przyjdzie na Russell Square? - Za późno, żeby to roztrząsać - odparła w końcu. - On... pewnie poczuł się wielce urażony, gdy nie zgodziłam się na spotkanie. A zresztą wątpię, żeby był mną naprawdę zainteresowany. - Spróbowała uporządkować myśli. - Muszę mądrze rozegrać tę partię. 5 Spośród trzech młodych mężczyzn w towarzystwie aż dwóch uznało nieobecność panny Stoneham w niedzielne popołudnie za niemiłe zrządzenie losu - świat stał się przez to pusty i zdecydowanie mało ciekawy. Giles snuł się bez zapału między ruinami klasztoru, zauważając, że atmosfera tego miejsca doskonale oddaje jego ponury nastrój. Potem, z przyczyn bardziej prozaicznych, przyjął zaproszenie Diany i Arabelli na spacer po lesie - jeśli nie ma tu obiektu jego westchnień, może z dwojga złego towarzyszyć dziew¬czętom. Mark także zauważył, że popołudnie dziwnie mu się dłuży. Nie wypadało w niedzielę ani polować, ani łowić ryb, a przecież nie dołączy do Adeli, by czytać razem z nią modlitewnik! Oriana i Lysander zapewne bawili się świetnie w swoim towarzystwie, więc nie chciał im przeszkadzać. Zdecydował się w końcu na spacer. Postanowił udać się w kierunku wioski i, przy odrobinie szczęścia, spotkać ją, kiedy będzie wracała do pałacu. Dowiedział się, że w zamku spodziewają się panny Stoneham na kolację i wyliczył, że jeśli przed szóstą znajdzie się na drodze do Abbots Candover, nie sposób, by się nie spotkali. Nie nazywa się Mark Baverstock, jeśli nie skorzysta z nadarzającej się okazji. Sprawdź - To stawia sprawy w zupełnie nowym świetle - stwier¬dziła stanowczo ciotka i zamknęła z trzaskiem lorgon. - Nie pozostało nam zbyt wiele czasu, jeśli mamy rozstrzygnąć tę kwestię jeszcze przed sprzedaniem posiadłości. Czy wiesz, dokąd panna Hastings zamierza się udać? Tydzień później Clemency przyjechała do Londynu. Kiedy zjawiła się u pani Stoneham, prawie w tym samym czasie nadszedł list od Jamesona. W środku znajdowało się za¬proszenie od Ramsgate’ów oraz dziesięć funtów na podróż. Wydawało się, że prawnik nie tracił czasu, załatwiając co trzeba, ale prawda była taka, że to pani Hastings uznała przedłużającą się nieobecność córki za katastrofę i z niecier¬pliwością oczekiwała jej powrotu. Ponieważ miała wkrótce zostać żoną szanownego Johna Butlera, nie myślała już o Clemency z dawną irytacją. Tym samym zaniechała gróźb wysłania dziewczyny do ciotki Whinborough, co więcej, łaskawie zgodziła się na jej pobyt u Ramsgate’ów. Pan Jameson otrzymał za zadanie dyskretne załatwienie tych spraw - zachowanie matki miało oczywiście pozostać poprawne, jeśli nie serdeczne; uzgodniono, że bez dalszych fochów powita Clemency. Tuż po wiadomości od Jamesona nadszedł pompatyczny w tonie list od samej pani Hastings, pełen szumnych obietnic i podziękowań dla najdroższej kuzynki Anne za opiekę nad jej skarbem. Zaraz potem Clemency ode¬brała utrzymaną w entuzjastycznym tonie karteczkę od Mary i Eleanor Ramsgate. Będziemy się świetnie bawić! - pisała Mary. - Razem z Nell obiecałyśmy nie okazywać zazdrości, gdybyś ukradła nam kawalerów. Dostaniesz sypialnię na górze - mama kupiła śliczny perkal na pokrycie łóżka. Clemency popatrzyła na listy. Miała wrażenie, że należą do zupełnie innego świata i nie mają z nią nic wspólnego. Sama czuła jedynie przejmujący ból zranionego serca. - Cieszę się, że wszystko skończyło się pomyślnie - oświadczyła tamtego wieczora pani Stoneham, gdy Bessy czesała jej włosy. - Zaczynałam się już martwic. Bessy wydęła usta. Nie była zadowolona z takiego obrotu rzeczy. Panna Clemency to piękna dziewczyna o doskonałych manierach i z niezgorszym majątkiem. Gdyby markiz miał głowę na karku, już dawno by ją porwał i uciekł z nią w siną dal! Bessy liczyła na szczęśliwy finał romansu. Oczyma wyobraźni widziała, jak Clemency, ubrana w oszałamiającą suknię ślubną i koronkowy tren, idzie nawą małego wiej¬skiego kościółka. Ona sama płakałaby ze szczęścia w jednej z ławek. (Ucieszyłaby się, gdyby ceremonią kierowała na dodatek lady Helena). Niestety, tak się nie stało i Bessy skłonna była myśleć, że markiz jest chyba niespełna rozumu. Clemency wyjechała dyliżansem pocztowym z Aylesbury i dotarła wieczorem do Londynu. Powitały ją podekscytowane Mary i Eleonor. - Nasza gwiazda! - krzyknęła Eleanor, ucałowała ser¬decznie Clemency i zasypała ją lawiną słów. - Wypatrujemy cię już co najmniej od pół godziny. Chodź na górę, Clemmie. Wiesz, że będziesz spać w różowym pokoju? Twoja matka przysłała ci całe mnóstwo strojów, prawda, Mary? - Bądź już cicho, Nell - fuknęła na nią siostra i teraz ona z kolei uściskała gościa. - Biedaczka jest oszołomiona. - Zwróciła się do stojącego przy drzwiach lokaja: - Dawlish, przynieś, proszę, herbatę dla panny Clemency. Wypijemy ją w saloniku. Chodź na górę, Clemmie. Reszta wieczoru minęła Clemency jak we śnie. To było doprawdy osobliwe uczucie, ponownie ujrzeć dawno nie widziane stroje, móc przebrać się do kolacji w hiacyntowe jedwabie z maleńkimi różyczkami z pereł, trzymać w dłoni wachlarz i pozwolić służącej pani Ramsgate upiąć sobie porządnie włosy. Skończyły się czasy obowiązkowej czarnej sukni i codziennej toalety przed sfatygowanym lustrem w małym pokoiku na strychu. Wciąż dziwił ją szacunek służby i czuła się nieswojo, gdy wzięła pod rękę pana Ramsgate’a, by jako honorowy gość zasiąść po jego prawicy. Rosło w niej poczucie nierealności. Uzgodniły wcześniej z kuzynką Anne, że najlepiej unikać wszelkich rozmów na temat jej pracy w Candover Court. Mary i Eleanor, istoty skądinąd szlachetne i dobrego serca, były też wystarczająco niedyskretne, by uznać całą historię za doskonały żart i rozpowiadać ją wszem i wobec. Pani Stoneham uważała, że milczenie jest jedynym bezpiecznym wyjściem! Clemency zgodziła się z nią. - Zatrzymałaś się u mnie w Abbots Candover i tyle, nie musisz mówić nic więcej - pouczała ją stanowczo ostatniego wieczora. - Nikt nie będzie tego kwestionował. - Nie wiedziała jednak, a Clemency, niestety, zapomniała, że to właśnie panny Ramsgate odnalazły w wykazie parów notatkę na temat markiza Storringtona i że Abbots Candover może nie być dla nich obcą nazwą.