wiedzy jako lekarza zmarłej nie stwierdzono u niej ostatnio żadnych schorzeń ani psychicznych urazów, w kwestii ciąży zaś Karolina się z nim nie konsultowała. Urzędnik koronera ogłosił zamknięcie postępowania dowodowego. Zapadła ciężka cisza. Chloe poruszyła się nieznacznie, ale wszyscy inni siedzieli jak zamurowani. Matthew, którego serce zdążyło wrócić do normalnego rytmu, znowu czuł jego przyśpieszone bicie. Z zewnątrz dobiegały głosy bawiących się dzieci. Normalność, pomyślał z zazdrością. W podsumowaniu koroner powołał się ponownie na zeznania każdego ze świadków i raporty obydwóch lekarzy. Nie znaleziono żadnych obrażeń świadczących o obronie przed ewentualnym napastnikiem, rany na palcach i dłoniach pani Gardner odpowiadały tym, jakie mogła odnieść osoba desperacko usiłująca się czegoś 161 przytrzymać. Analiza toksykologiczna nie wykazała we krwi śladów alkoholu czy narkotyków. Policyjne śledztwo wykluczyło jakiekolwiek oszustwo czy udział osoby trzeciej. http://www.reologiawbudownictwie.info.pl - Jaki to szantaż? - bagatelizował Tanner. - Mogłoby być znacznie gorzej. Gdybym zatrudnił akordeonistę, wtedy mogłabyś tak to nazwać. - Akordeonistę? - Shey zaparło dech. - Albo dudziarza - dodał szelmowsko. - Hmm... muszę to chyba przemyśleć. Serenada na dudach, słyszałaś kiedyś? Mogę też wynająć cały zespół dudziarzy. To jest pomysł! - Tanner, przestań się wygłupiać - wycedziła Shey. Musiała walczyć ze sobą, by nie tupnąć nogą. Jej cierpliwość już dawno się wyczerpała. - To wcale nie jest zabawne - powtórzyła. Parker zachichotała żywiołowo, jeszcze bardziej wytrącając Shey z równowagi.
Flic i Chloe znacznie ulżyło na ten widok. - Myślałam, że będziesz sama w pokoju - powiedziała Flic. - Nic mi to nie przeszkadza - odrzekła Sylwia. - Miło mieć towarzystwo. - Wielkie mi towarzystwo - zauważyła Chloe. - Ciii - upomniała siostrę Flic. - Obudzisz ją. Sprawdź płacz w niczym mu nie pomoże. Absolutnie w niczym. Może tylko służyć jako przestroga, by nie rozkleił się tutaj i teraz, bo jeśli raz zacznie, to już nie zdoła się powstrzymać. - Jak to się stało, Karo? - Przycisnął twarz do szyby, aż zaszła mgłą. - Jak to się mogło stać? Nie rozumiem, przecież nie cierpiałaś balkonów... Zza drzwi dobiegały jakieś głosy. - Nie rozumiem - powtórzył. A potem cofnął się od szyby i jeszcze raz spojrzał na kobietę, która przez niecałych osiem miesięcy była jego żoną. Osiem miesięcy, tyle co nic. Zaledwie początek. Miał ochotę krzyczeć. Kiedy wrócił do domu, konstabl nadal stał w ciemności. Skinął mu głową, jakby odnotował jego obecność na jakiejś liście,